Golkiper, który wygląda jak siatkarz. Historia Dominika Hładuna | #MiedziowaSylwetka
Urodzonemu i wychowanemu Lubinie, kariera w Zagłębia była pisana od dawna. Tu miał najbliżej, to na Dolnym Śląsku przeżywał najmocniej mecze "Miedziowych", na których pojawiał się od małego.
15 kwi 2020 12:00
Fot. Zagłębie Lubin S.A.
Autor Zagłębie Lubin S.A.
Udostępnij
Ekstraklasa
Pochodzi z osiedla Przylesie. Na zagłębiaka uczony od pierwszych lat. Jego kolegą z podwórka był przecież inny zawodnik lubinian – Jarosław Kubicki.
Jest wychowankiem Akademii Zagłębia Lubin. Jako rezolutny, ambitny i dobrze rokujący golkiper piął się po szczeblach kariery (czyt. coraz wyższych rocznikach) z zadziwiającą trenerów skutecznością. Cechy wolicjonalne szły w parze z rozwojem fizycznym i piłkarskim. Nic dziwnego, że już na bardzo wczesnym etapie został dostrzeżony przez szkoleniowców pierwszej drużyny Zagłębia. Oczywiście wcześniej musiał sobie radzić w drużynach młodzieżowych, rezerwach i Centralnej Lidze Juniorów. Jednak w każdej z tych drużyn kolejne testy dojrzałości zdawał pewny siebie i niemal zawsze zasługując na wysoką ocenę u przełożonych.
By jego rozwój nie został zahamowany, władze Zagłębia postanowiły, aby Dominik po udanych testach w rezerwach lubińskiej ekipy przeniósł się na wypożyczenie do Chojniczanki Chojnice. Tam rywalizował o bluzę z numerem 1 z Tomaszem Podleśnym, który został ściągnięty z Lechii Gdańsk. Ostatecznie na zapleczu Ekstraklasy zagrał 10 meczów, puszczając 16 goli i dołożył do tego 4 występy w ramach rozgrywek Pucharu Polski. Powrót do Lubina wiązał się z jednak przesiadywaniem przez cały sezon 16/17 na ławce rezerwowej.
Na szczęście dla Hładuna wszystko zmieniło się wraz z początkiem sezonu 17/18. Na początku Hładun zagrał 12 meczów w czwartoligowych rezerwach Zagłębia, a później zadebiutował na boiskach Ekstraklasy i łącznie w tym sezonie zagrał w piętnastu spotkaniach. Puścił tylko 15 goli i siedmiokrotnie zachowywał czyste konto, co na debiutancki sezon jest wynikiem ponadprzeciętnie dobrym. Zadebiutował za kadencji Mariusza Lewandowskiego zastępując między słupkami Piotra Leciejewskiego.
To był także dowód, że przesiadywania na ławce nie można uznać za czas dla Hładuna zupełnie bezproduktywny. W drużynie "Miedziowych" nawet gdy nie grał, miał bardzo silną pozycję w drużynie i duży wpływ na resztę ekipy. „Jeden z najpotrzebniejszych rezerwowych świata” - pisał dwa lata temu Przegląd Sportowy. - Zimą najpierw było trzech kandydatów do bramki, więc gdy przyszedł jeszcze Leciejewski, podcięło mi to trochę skrzydła. Trener zapowiedział jednak, że będzie bronił najlepszy. Taka deklaracja mi wystarczyła. To była twarda i uczciwa rywalizacja. Wskoczyłem między słupki i tak łatwo nie dam się stamtąd wypędzić – mówił Hładun w rozmowie z Antonim Bugajskim.
Hładun najwięcej spotkań rozegrał w rozgrywkach 18/19. Wówczas wybiegał 23 razy w podstawowym składzie. Średnia puszczonych goli była jednak już zdecydowanie słabsza niż w poprzednim sezonie. Puścił 33 gole i pięć razy kończył mecz bez straty gola. W obecnie przerwanym sezonie zagrał 10-krotnie i puścił 15 goli.
Wyróżnia się warunkami fizycznymi. 77 kg i 190 cm – to wręcz idealne warunki jak dla bramkarza. Choć niektórym w ogóle nie przypomina golkipera, a innego sportowca. Michał Guz z „PS” pisał przed kilkoma laty: „Wygląda bardziej jak siatkarz Cuprum Lubin, niż jak bramkarz Zagłębia.”
Jego częstym niestety powracającym problemem, który zakłócał rozwój są kontuzje. Przeszkadzały one w obecnym sezonie jak i w poprzednich rozgrywkach. Sezon 19/20 rozpoczął jako golkiper rezerwowy. Na ławce przesiedział do 10. kolejki, a potem znów wskoczył do podstawowej jedenastki. Grał nieprzerwanie do spotkania z Rakowem, ale końcówkę roku kalendarzowego zepsuła mu kontuzja, której nabawił się w meczu z częstochowianami. Na boisko wrócił po nowym roku, ale zdołał rozegrać tylko cztery mecze. Epidemia koronawirusa przerwała sezon, a dalszą część historii wszyscy doskonale znamy...