Daniel Dziwniel: Brakowało mi szatni / Pierwszy zespół / KGHM Zagłębie Lubin
Daniel Dziwniel: Brakowało mi szatni 21 mar

Daniel Dziwniel: Brakowało mi szatni

- Najbardziej cieszy mnie powrót do szatni, bo ćwiczyć to ja sobie mogłem sam w domu od dłuższego czasu. Ale powrót do tego rytmu, spotkanie z chłopakami po tylu miesiącach to coś, z czego jestem bardzo szczęśliwy - mówi Daniel Dziwniel. Lewy obrońca KGHM Zagłębia Lubin trenuje już indywidualnie i w ciągu najbliższych kilkunastu dni powinien wrócić do zajęć z drużyną.

21 mar 2018 16:12

Fot. Tomasz Folta
Autor Zagłębie Lubin

Udostępnij

Ekstraklasa

6 miesięcy to dość sporo. Jak to jest wrócić po takim długim czasie?

Najbardziej cieszy mnie powrót do szatni, bo ćwiczyć to ja sobie mogłem sam w domu od dłuższego czasu. Ale powrót do tego rytmu, spotkanie z chłopakami po tylu miesiącach to coś, z czego jestem bardzo szczęśliwy. Mogę uczestniczyć w życiu klubu, odprawach. Nie jestem już skazany tylko na siebie, widzę te wszystkie twarze i od razu jest łatwiej.

A jak przywitała cię drużyna?

Bardzo miło, bo przecież znamy się już dłuższy czas. Była już okazja, żeby porozmawiać o tym, co się działo przez ostatnie miesiące. A było sporo do nadrobienia, bo przecież ładnych kilka miesięcy mnie nie było, pojawiłem się tylko na kilku meczach od czasu kontuzji.

To w którym miejscu teraz jesteś? Do powrotu na boisku już zostało bardzo niewiele…

Tak to wszystko było zaplanowane, że na ten ostatni okres przed wznowieniem regularnych treningów wrócę do klubu, żeby tutaj przejść ten końcowy etap rehabilitacji pod okiem trenera Michała Chmielewskiego.

Lekarz dał mi już zgodę, by na przełomie marca i kwietnia wrócić do pełnych treningów z drużyną, i na razie wszystko idzie zgodnie z planem. Nie ma żadnych opóźnień, ale potrzebuję jeszcze odrobiny cierpliwości. Jesteśmy bardzo blisko mojego powrotu, mam nadzieję, że jeszcze przed końcem fazy zasadniczej wyjdę na trening z drużyną. Już nie mogę się doczekać.

Trochę się pozmieniało, od kiedy doznałeś kontuzji. Na podstawowego lewego obrońcę wyrósł Sasa Balić, pojawili się inni rywale na twojej pozycji – Rafał Pietrzak, czy choćby Łukasz Moneta. Będzie ciężej wrócić do składu?

Tak to w sporcie bywa – są fajniejsze chwile i mniej fajne. Mnie spotkała poważna kontuzja i klub musiał zareagować, żeby zabezpieczyć się na tej pozycji. To normalne, my piłkarze nie mamy na to żadnego wpływu.

Za mną naprawdę żmudna rehabilitacja, jestem też wdzięczny klubowi, że umożliwił rehabilitację w domu, bo to też ważne dla psychiki w takiej sytuacji.

Teraz wracam do walki o miejsce na boisku i myślę, że jak wrócę do tej dyspozycji, którą prezentowałem przed kontuzją, to będzie tylko z korzyścią dla zespołu i wierzę, że wywalczę sobie skład.

Wspomniałeś o psychice. Jak radziłeś sobie przez te ostatnie miesiące? Wracasz jeszcze myślami do tamtego wrześniowego treningu? Zastanawiałeś się, czy dało się tego uniknąć?

Na początku zadawałem sobie sporo pytań na zasadzie: „dlaczego znowu ja?”, bo przecież już drugi raz doznałem takiego poważnego urazu. Wydaje mi się, że nie zaniedbałem niczego, przed urazem bardzo mocno pracowałem i nie mam sobie w tym względzie nic do zarzucenia.

Piłka to kontaktowy sport i na treningu zdarzyło się tak, że doznałem kontuzji. Nie dało się tego uniknąć, takie sytuacje się zdarzają.

Ale tobie przydarzyła się chyba w najgorszym możliwym momencie.

Nie ma dobrego czasu na kontuzje. Zawsze jest nie w porę. Ale u mnie rzeczywiście to tak wyglądało. Dobrze wyglądaliśmy jako drużyna, ja również byłem w bardzo dobrej formie i pojawił się tak poważny uraz.

Teraz już jednak staram się o tym nie myśleć. Cieszę się, że wszystko przebiegło zgodnie z planem i że nie było żadnych opóźnień. A najbardziej mnie cieszy to, że mogę już kopać piłkę, bo na początku właśnie tego najbardziej brakowało.

Nie patrzysz trochę z zazdrością na innych piłkarzy? Ostatnio mieliśmy narodową dyskusję na temat tego, czy szybciej do treningów wrócił Maciej Makuszewski, czy Arkadiusz Milik. Ich organizmy wróciły do sprawności szybciej niż twój.

Dużo się o tym mówi i pisze, ale mało kto skupia się na szczegółach. Czy to jest tylko więzadło krzyżowe, czy może jeszcze boczne, a może jeszcze uszkodzona łąkotka, chrząstka czy mnóstwo innych dolegliwości.

Poza tym, każdy organizm jest inny, a rehabilitacja jest kwestią indywidualną. Chciałem mieć pewność, że jak dojdę do zdrowia to na sto procent i niczego nie zaniedbam. Przy tak długiej przerwie uznałem, że lepiej odczekać miesiąc dłużej niż wrócić za szybko. Mogliśmy skrócić rehabilitację, ale nie wiadomo jaki skutek by to przyniosło w przyszłości, więc wolałem nie ryzykować.

Ale z drugiej strony rozumiem, że tacy zawodnicy jak Milik czy Makuszewski chcieli wrócić jak najszybciej do treningów. Przed nimi Mundial, więc czas grał kluczową rolę. U mnie trwało to dłużej, u nich krócej – każdy przypadek jest indywidualny.

Wróciłeś do drużyny, która do ostatniej kolejki będzie walczyć o miejsce w czołowej ósemce. Przed nami dwa kluczowe mecze.

W nich jeszcze nie pomogę na boisku, ale na pewno w szatni będę się starał podbudować chłopaków przed tymi spotkaniami. Najważniejsze jest to, żeby podejść do tego z chłodną głową – cały czas wszystko zależy od nas, naszych nóg i głów. Trzeba myśleć optymistycznie.

A jak już chłopaki wywalczą ósemkę, to ja wskakuję do składu i gramy o jak najlepszy wynik w tym sezonie.