Siemaszko: Odszedłem jako Arturek, wróciłem jako Artur / Pierwszy zespół / KGHM Zagłębie Lubin
Siemaszko: Odszedłem jako Arturek, wróciłem jako Artur 7 lip

Siemaszko: Odszedłem jako Arturek, wróciłem jako Artur

Ostatni rok Artur Siemaszko spędził na wypożyczeniu w Stomilu Olsztyn. Po rozegraniu pełnego sezonu w I lidze "Siema" wrócił do KGHM Zagłębia Lubin ze sporym bagażem doświadczeń. Jak sam twierdzi - jest pewniejszy swoich umiejętności i chce naukę zebraną na zapleczu przekuć w sukces sportowy na boiskach Ekstraklasy.

7 lip 2018 19:03

Fot. Zagłębie Lubin S.A.
Autor Zagłębie Lubin S.A.

Udostępnij

Ekstraklasa

Miło widzieć Cię ponownie w barwach KGHM Zagłębia. Przez ten ostatni rok, który spędziłeś w Stomilu Olsztyn, sporo się działo, prawda?

- Tak, działo się sporo. Wypożyczenie do Stomilu Olsztyn było może nie idealnym, ale na pewno bardzo dobrym krokiem. Zależało mi na regularnym graniu tydzień w tydzień na dobrym poziomie. Wzmocniłem się fizycznie, bo w zasadzie musiałem to zrobić. Ta liga jest bardzo fizyczna i gdybym się nie poprawił w tym aspekcie, to na pewno bym sobie w niej nie poradził. Wiadomo, że w I lidze zdarzały się mecze lub fragmenty meczów, w których można było pograć w piłkę, ale nie ukrywam, że siła, szybkość i wytrzymałość czasem dominowały nad umiejętnościami czysto piłkarskimi. Za danie mi szansy w Stomilu kilku osobom należy się z mojej strony wielkie "dziękuję". Przede wszystkim trenerom, bo oni we mnie wierzyli i dali mi szansę. Dziękuję także kolegom z boiska, bo dzięki ich pomocy zdobywałem bramki i się rozwijałem. Kilka osób ze Stomilu na słowo "dziękuję" jednak nie zasłużyło i mówię to z pełną odpowiedzialnością. Mam nadzieję, że to do nich dotrze, bo żeby ten klub funkcjonował dobrze, to coś się musi zmienić. Jestem jednak z Olsztyna, więc będę Stomilowi kibicował zawsze, bez względu na okoliczności.

- Wiem, że sporo osób miało do mnie pretensje, ale ja dobrze pamiętam te dziesięć kolejek, w których nie strzelałem bramek. Nie grałem może źle, ale wpaść do sieci nic nie chciało, a przecież jestem napastnikiem, który jest rozliczany z bramek. Potrzebowałem wsparcia od trenera, od kibiców również i tylko dzięki temu, że je dostałem - przede wszystkim ze strony Kamila Kieresia - w końcu odzyskałem skuteczność i przyczyniłem się do utrzymania klubu w I lidze.

- Śmieję się z rodzicami, że przychodziłem do Stomilu jako Arturek, a wracam do Zagłębia jako Artur. Przychodzę do szatni już nie po to żeby być w niej pachołkiem, tylko po to żeby wywalczyć pierwszą jedenastkę. W zespole KGHM Zagłębia są świetni zawodnicy, ale nie boję się sportowej rywalizacji, znam swoją wartość i wiem, że jestem w stanie pokazać się z dobrej strony i wskoczyć do składu. Ktoś może mi powiedzieć, że powinienem być cierpliwy i czekać, ale uważam, że to bez sensu. Chcę sportowo zrobić krok do przodu, pokazać się z dobrej strony i udowodnić postawą trenerowi, że warto na mnie postawić.

Patrząc na Ciebie można odnieść wrażenie, że siłownia była miejscem, które w ostatnim roku odwiedzałeś bardzo często.

- Zdecydowanie tak. Na razie oczywiście skupiam się na tym, co jest tu i teraz, ale nie ukrywam, że mam plan, by w przyszłości pracować na siłowni i pomagać ludziom. Sam na sobie mogłem wiele rzeczy wyćwiczyć i przetestować, wiem co mnie bolało i co zrobiłem, by boleć przestało. Chcę się edukować w tym kierunku i następnie poprzeć to doświadczeniem. Przed nagraniem powiedziałeś mi, że miałem swego czasu "łapę". Sama "łapa" to nie wszystko, trzeba ją też odpowiednio dotleniać. Pół żartem, pół serio - nie chciałbym, aby sytuacja z meczu z Górnikiem Łęczna, kiedy miałem "łapać tlen", się powtórzyła. Ktoś może powiedzieć, że powinienem o tym zapomnieć, ale ja o tym pamiętam bardzo dobrze. To pozwala mi dalej dbać o siebie, ciężko pracować i w przyszłości do podobnej sytuacji nie dopuścić.

- Oprócz tego dużo pracowałem w ostatnim roku nad mentalnością. Pomagali mi także Grzesiek Lech i Tomek Zahorski - piłkarze, którzy mają nie tylko wysokie umiejętności piłkarskie, ale również spory bagaż życiowych doświadczeń. Praktycznie każdy z chłopaków ze Stomilu przyczynił się do tego, że wykonałem pod wieloma względami krok do przodu, więc nie chciałbym nikogo pominąć. Nie byłoby teraz naszej rozmowy pod kątem powrotu do pierwszego zespołu KGHM Zagłębia, gdyby nie oni wszyscy. Na pewno jeszcze będę miał okazję im podziękować i się z nimi spotkać. Na pewno fajnie by było to zrobić na boiskach ekstraklasy.

Masz "swoje" dwa kluby - KGHM Zagłębie Lubin i Stomil Olsztyn. Wracasz do nas ze sporymi nadziejami - co możesz dać drużynie w nowym sezonie?

- Wchodzę do zespołu bez kompleksów, taki po prostu jestem. Jestem młody, ale swoje już przeżyłem. Mam rodzinę, która mnie wspiera, co jest dla mnie najważniejsze. Uwierz mi, że wtedy, gdy przez dziesięć meczów nie strzeliłem bramki i schodziłem z boiska, to słuchając kibiców, którzy chwile wcześniej mnie wspierali, miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Niby krąży o mnie opinia, że jestem z tych piłkarzy, którzy się nie przejmują, ale naprawdę zostawało mi to w głowie i za wszelką cenę w każdym kolejnym meczu chciałem udowodnić, że osoby krytykujące mnie się myliły. Doceniłem wsparcie rodziny w tym trudnym sportowo dla mnie momencie, bo przy najbliższych mogłem się wyłączyć i czuć dobrze. Mama, tata, ale również dziewczyna, która rzuciła wszystko, by być tutaj ze mną od samego początku... Bardzo dużo musiała znosić po moich meczach w minionym sezonie. Chciałbym jej podziękować, bo bardzo doceniam to, co dla mnie robi. Takie wsparcie daje komfort pracy i nie musisz się niczego obawiać. Mam już nawet jeden pomysł, jak jej podziękować, ale nie będę się tym chwalił. Uważam, że w wywiadach powinno się o takich osobach mówić. Wspomniałem wcześniej o trenerze Kamilu Kieresiu, ale o osobach spoza sportu, którzy są z tobą w każdej chwili, również należy pamiętać i ich dobroć doceniać.

Kilka kilometrów Twoi bliscy do Lubina mają, ale chyba już teraz możemy ich zaprosić na mecze KGHM Zagłębia?

- Oczywiście. Tata zawsze interesował się piłką, mama także złapała zajawkę, jak ostatnio byłem na miejscu. Na Stomilu bywało po 2000-2500 osób na stadionie. Liczę na to, że kibice w Lubinie nie zawiodą w nowym sezonie i będzie ich przychodziło sporo na mecze. Zamierzam wyjść na mecz na Stadionie Zagłębia, poczuć atmosferę, a na koniec być dumny z trybun w Lubinie i pochwalić się kibicami przed rodziną.

Analizowałeś już sytuację, z kim będziesz rywalizował o plac w zespole?

- Rywale do gry w ataku czy na skrzydłach są bardzo mocni, ale każdy z nas ma teraz jeden cel - grać jak najlepiej dla Zagłębia. Wiadomo, że wszyscy grać nie będziemy, ale ja dobrą postawą chce pomóc trenerowi podjąć decyzję o daniu mi szansy na pozycji numer 9 lub na skrzydle.

Czy już obrałeś sobie jakiś cel, do którego będziesz dążył po powrocie do KGHM Zagłębia?

- Tak jak wspomniałem, to że grałem cały sezon, dodało mi sporo pewności siebie. Chcę trenerowi udowodnić dobrą postawą na treningach i w sparingach, że zasługuję na szansę w Ekstraklasie. Chcę szybko wskoczyć do składu i pomóc drużynie w zdobywaniu punktów i graniu o wysokie cele. Mamy naprawdę dobrych zawodników i uważam, że w zbliżającym się sezonie możemy się pokazać z bardzo dobrej strony. Błędy na pewno będą mi się przytrafiały, bo idealny nie jestem, ale mogę zagwarantować, że oddam serducho i będę walczył za ten klub do ostatnich sił. Moim celem jest gra w Ekstraklasie, przede wszystkim gra w KGHM Zagłębiu. Jakieś plotki o tym, że nie chciałem wrócić, chcę od razu rozwiać, bo to wierutna bzdura. Tu jest mój dom i na razie tylko to się dla mnie liczy. Nie będę dawał deklaracji, że strzelę nie wiadomo ile bramek, albo zdobędę tytuł króla strzelców, bo to wszystko zweryfikuje liga. Ale zrobię wszystko, by trafiać do siatki rywali jak najczęściej i pomagać drużynie.

Jak zachęcisz kibiców do przyjścia na mecze w nowym sezonie?

- Będzie moja rodzina i chcę im pokazać, jak dopinguje się w Lubinie! Mamy super drużynę, będziemy oddawać serce za Zagłębie i walki na pewno nigdy nie zabraknie. Uważam, że oprócz wyników, to właśnie tego oczekują kibice.