Mateusz Grzybek | Nie boję się rywalizacji
Zapraszamy na pierwszą, dłuższą rozmowę z nowym obrońcą KGHM Zagłębia Lubin, Mateuszem Grzybkiem. 26-latek opowiedział m.in. o swojej przeszłości i wejściu do seniorskiej piłki, podzielił się wrażeniami związanymi z dołączeniem do naszego zespołu, ocenił potencjał Miedziowych, a także wskazał różnice pomiędzy I ligą a Ekstraklasą.
13 sty 2023 13:00
Fot. Zagłębie Lubin S.A.
Autor Zagłębie Lubin S.A.
Udostępnij
Ekstraklasa
Mateusz dołączyłeś do naszego zespołu kilka dni temu. Powiedz, jakie są Twoje pierwsze wrażenia odnośnie treningów z naszym zespołem?
- Tak jak już się wypowiadałem przed kamerą chyba do kulis – wrażenia są jak najbardziej pozytywne. Cieszę się, że dołączyłem do zespołu. Nie ma co ukrywać, że też wiążę jakieś nadzieje ze swoją osoba, by tutaj być. Przychodzę do klubu z zamiarem pomocy, żeby byli wszyscy zadowoleni. Nie chcę nikogo zawieść.
A jak zostałeś przyjęty przez zespół? Zdążyłeś się zapoznać z większością chłopaków. Może kogoś znałeś już wcześniej, więc ta aklimatyzacja była dla Ciebie troszeczkę łatwiejsza?
- Nie, prywatnie nie znałem nikogo. Wiadomo, że wcześniej na boisku rywalizowaliśmy ze sobą, więc mocno anonimową osobą nie byłem i wszyscy wiedzieli, kto przychodzi. Wcześniej też w mediach już się pojawiała ta informacja. Z każdym już zamieniłem słowo. W klubie nie ma jakiejś bariery językowej, by mieć problem z kimś się porozumieć
Jak zapatrujesz się na rywalizacje na prawej obronie? Jest młody Bartłomiej Kłudka, który dostawał już pierwsze szanse w naszym zespole, jest Bartek Kopacz doświadczony zawodnik, kapitan naszej drużyny, jest oczywiście też Arek Woźniak, który zawsze może tam wskoczyć, no i Kacper Chodyna, który będzie raczej pełnił rolę skrzydłowego, ale też swoje mecze na tej pozycji rozegrał.
- No tak wymieniłeś sporo osób, które mogą wystąpić na tej pozycji. Wiadomo, że nikt miejsca w składzie nikomu nie da, mimo wszystko, że przychodzi nowy zawodnik, ale po to jest rywalizacja w zespole, by te umiejętności podnosić. Przychodzę z zamiarem jak każdy zawodnik – chcę grać jak najwięcej, to jest normalne. Ja się nie boję rywalizacji, jest dużo osób, ale mam nadzieje, że swoją postawą na treningach czy w najbliższych sparingach udowodnię, że zasługuję na to miejsce w składzie, ale jest dużo chłopaków, którzy walczą o to samo.
A jakbyś miał scharakteryzować swoją osobę, jako zawodnika? W mediach często przewijał się taki motyw przewodni, że jesteś bardzo wszechstronnym piłkarzem.
- Trudno mówić o swoich atutach. Wiadomo, że lepiej, gdy ktoś z boku o tym wspomina. Ja mogę powiedzieć, że jestem wirtuozem, mam dobre pokrętło w nodze, znakomite dośrodkowanie, strzał głową, prawa i lewa noga, a później boisko zweryfikuje i jest inaczej. Myślę, że na tyle, co ktoś śledzi poczynania w Ekstraklasie, to jest w stanie charakterystykę mojej osoby złożyć. Mam nadzieję, że nie będę tutaj opowiadał bajek, a po prostu na boisku sprzedam to co mam najlepsze i wszyscy się przekonają, jak to wygląda.
Odnośnie kwestii obozowych, na razie z boku mogłeś się przyglądać sparingom naszego zespołu. O ile ten pierwszy mecz zagraliśmy na 0:0, tak w drugim spotkaniu nasza drużyna wyglądała już całkiem dobrze i z mocnym zespołem z drugiej Bundesligi odnieśliśmy zwycięstwo.
- Wydaje mi się, że potencjał zespołu jest dużo wyższy i nie odzwierciedla miejsca w tabeli, które Zagłębie zajmuje obecnie. Wchodząc w pierwsze zajęcia z chłopakami widzę, że ten poziom jest dużo wyższy. Kwestia przygotowań i formy, by to wszystko zagrało. Po prostu od pierwszego meczu trzeba się piąć w górę tabeli, bo tak jak wspomniałem dolne rejony, to nie jest pozycja Zagłębia.
Przejdźmy do tego, jak rozwijała się Twoja kariera. Jesteś wychowankiem Chrzciciela Tychy, natomiast w seniorskiej piłce zadebiutowałeś już w barwach GKS-u. Powiedz, jak to wygląda w Tychach, Chrzciciel to jest klub filialny?
- Początkowo, gdy nie było jeszcze tak wielu akademii w Polsce, to Chrzciciel był klubem ministrantów. Później to się przekształciło w naprawdę profesjonalną szkółkę, która w moim roczniku na Śląsku była jedną z najlepszych, jeśli chodzi o wyniki sportowe. Aktualnie też jest duży rozstrzał w Tychach, bo jest akademia piłki nożnej SMS, która jest odrębnym klubem i są szkółki GKS-u Tychy. Wtedy jeszcze jak ja byłem młodym zawodnikiem, to była jedna akademia i z automatu było to przejście do pierwszego zespołu – te procesy licencyjne też były takie, że trzeba było mieć kilka tych grup młodzieżowych w klubie, by ta licencja była. Pierwsze zaproszenia do I drużyny dostałem w wieku 16 lat. Były to pojedyncze treningi, a tak na stałe w wieku 17 lat trenowałem z pierwszym zespołem. Początkowo najczęściej występowałem w zespole rezerw, ale z czasem udało się przebić do pierwszej drużyny. Wydaje mi się, że dla każdego chłopaka - czy teraz wychowanka Zagłębia, czy dla mnie jako wychowanka GKS-u Tychy, to było spełnienie marzeń zagrać w swoim klubie. Życie jednak pisze takie, a nie inne scenariusze, że trzeba było szukać innej drogi rozwoju. Myślę, że dobrze się to potoczyło – najpierw wiele spotkań w swoim klubie, później na szczeblu I ligi w Niecieczy, a teraz ponad 40 spotkań w Ekstraklasie, dlatego fajnie, że ta przygoda owocuje i czuję, że robię kroki naprzód.
A wtedy, gdy debiutowałeś w barwach GKS-u Tychy na poziomie seniorskim, trudno było przebić się do składu? Otrzymałeś wówczas miejsce w wyjściowej jedenastce, ponieważ stawiano na młodych zawodników czy Ty na tyle się wyróżniałeś, ze ta szansa musiała nadejść?
- Kiedy ja wchodziłem do zespołu to były trochę inne czasy. W drużynie seniorów było zazwyczaj tylko trzech młodzieżowców. Nie było wówczas tylu młodych zawodników, ilu jest teraz. Trudno powiedzieć, na pewno pomogło mi kilku urazów w zespole i konieczność zagrania na prawej obronie. Dodatkowo wypadł jeden młodzieżowiec ze środka pola i z konieczności zagrałem na prawej stronie bloku defensywnego. Zanotowałem przyzwoity wysęp, dzięki czemu później zostałem podstawowym zawodnikiem GKS-u.
Jako młody zawodnik byłeś powoływany na kadrę Polski w swoich rocznikach. Powiedz, jak wspominasz te zgrupowania?
- Na pewno była to dla mnie wielka duma. Dla każdego młodego zawodnika gra z orzełkiem na piersi była spełnieniem marzeń. Pierwsze powołania otrzymywałem jako gracz Chrzciciela Tychy, więc to było dla mnie ogromne wyróżnienie. Nawiązałem dużo znajomości i do dziś te kontakty są w większym lub mniejszym stopniu utrzymywane.
Na poziomie I ligi uzbierałeś około 170 meczów, a w Ekstraklasie ponad 40. Masz więc dobre porównanie na temat tego, jakie są główne różnice pomiędzy tymi szczeblami rozgrywkowymi w Polsce.
- Wydaje mi się, że I liga jest bardziej fizyczna. Większy nacisk kładzie się na przygotowanie fizyczne i aspekty wolicjonalne. W Ekstraklasie grają zawodnicy z większą jakością piłkarską. Gdy popełnisz błąd grając w I lidze, to nie jest on od razu wykorzystywany przez przeciwnika. Nauczyliśmy się tego z Termaliką w Ekstraklasie, płaciliśmy frycowe w tym pierwszym sezonie po awansie. Każdy błąd, który popełnialiśmy w I lidze był wybaczony, natomiast w Ekstraklasie już to nie przeszło i jedna, mała pomyłka kończyła się stratą bramki.
W Ekstraklasie zadebiutowałeś w wieku 25 lat. Czy nie miałeś pewnych obaw, że być może trudno będzie już zagrać na najwyższym ligowym szczeblu?
- Myślę, że nie. Będąc zawodnikiem GKS-u Tychy było spore zainteresowanie moją osobą ze strony klubów ekstraklasowych. Zazwyczaj to się jednak kończyło tylko na zapytaniach, a nie na czymś konkretnym. Widocznie nie byłem pierwszą opcją dla danego zespołu i nikt nie chciał po mnie sięgnąć. Wraz z wygasającym kontraktem zdecydowałem się krok, aby przejść do Niecieczy z zamiarem trafienia do Ekstraklasy. W pierwszym sezonie otarliśmy się o baraże, ale w kolejnym już bezpośrednio udało się awansować. Można powiedzieć, że nikt mnie nie chciał, więc samemu się wprosiłem do tej Ekstraklasy.
Kolejnym krokiem był Radomiak Radom, w którym grałeś regularnie. Ze swojej postawy w tym zespole chyba możesz być zadowolony?
- Zawsze może być lepiej. Sporo od siebie wymagam i nie czuję tego, że w Radomiu prezentowałem najlepszą formę. Nie wszystko wyglądało tak, jak sobie założyłem. Cieszę się jednak, że po sezonie, w którym zaliczyliśmy niepowodzenie z Termaliką, było na tyle duże zainteresowanie moją osobą, że klub z Radomia wyciągnął do mnie rękę. Udało mi się zmienić barwy i dalej występować na najwyższym poziomie w naszym kraju.
Jeśli chodzi o nasz Klub – jakie będą Twoje cele na najbliższą rundę oraz kolejne lata?
- Tak jak wspomniałem wcześniej, myślę o tym, co będzie za chwilę. Nie wybiegam tak daleko w przyszłość. Na pewno celem podstawowym na ten sezon jest utrzymanie i nie ma się z czym kryć. Trzeba regularnie punktować i uciekać z dołu tabeli. To jest obecnie najważniejsze zadanie do wykonania. O planach długoterminowych będę myślał po zakończonym sezonie.
Jak ważne według Ciebie będzie wykłucie optymalnej formy na nadchodzący start rundy? Na początku gramy derby ze Śląskiem, czyli bardzo ważny mecz dla Kibiców. Następnie będziemy gościć u siebie Legię, także początek rundy wiosennej będzie naprawdę wymagający.
- Generalnie w tej lidze nie ma łatwych meczów, dlatego do każdego rywala trzeba się przygotować w stu procentach i być w pełni skoncentrowanym. Ważne jest to, aby dobrze zacząć, ponieważ każdy zawodnik wtedy inaczej reaguje na sytuację boiskową i ta pewność siebie zawsze rośnie. Jeśli zespół złapie serię bez porażki, to atmosfera jest dużo lepsza. Wiadomo, że po zwycięstwach zawsze przyjemniej jest przyjść do Klubu i z uśmiechem zacząć kolejny tydzień pracy. Mamy jeszcze tydzień obozu, następnie zostanie kilka dni treningów w Polsce, aby się optymalnie przygotować. Widzę jednak, że przygotowania zmierzają ku temu, że będziemy w dobrej dyspozycji na pierwszy mecz.
Na zakończenie, czego możemy Ci życzyć na starcie przygody z naszym Klubem?
- Przede wszystkim zdrowia. Jeżeli ominą mnie kontuzje, to będę w stanie odpłacić się swoją grą na boisku.