Historyczne zwycięstwo nad Wisłą Kraków | #75latZL
Nie samymi występami w europejskich pucharach żyje człowiek. Dziś cofniemy się o 8 lat do meczu 15. kolejki Ekstraklasy sezonu 12/13. Wówczas Miedziowi pod wodzą Pavel’a Hapala zmierzyli się z 13-krotnym Mistrzem Polski, Wisłą Kraków. Jak skończyło się to spotkanie? O tym dowiecie się już za chwilę.
26 lut 2021 14:00
Fot. Zagłębie Lubin S.A.
Autor Zagłębie Lubin S.A.
Udostępnij
Inne
Sezon 2012/2013 od początku nie szedł po myśli piłkarzy KGHM Zagłębia Lubin. Nie dość, że klub został ukarany trzema ujemnymi punktami za grzechy przeszłości, to jeszcze brakowało stabilizacji formy podczas samych rozgrywek. Drużyna prowadzona przez Pavel’a Hapala po pierwszych ośmiu kolejkach zajmowała przedostatnie miejsce w tabeli z jednym zwycięstwem, dwoma remisami i aż pięcioma porażkami. Mało tego, od 2. kolejki Miedziowi nie potrafili wygrać żadnego spotkania. Dopiero podczas 9 serii gier udało się zwyciężyć w Derbach Dolnego Śląska i ustabilizować grę. W przededniu 15. kolejki KGHM Zagłębie Lubin zajmowało 13. miejsce w tabeli z bilansem 5W-3R-6P.
Nie lepiej wyglądała sytuacja Białej Gwiazdy. Wiślacy również nie mogli ustabilizować swojej formy i grali w kartkę. Potrafili wygrać mecz, żeby już w następnej kolejce zremisować lub przegrać swoje spotkanie. W tej kwestii, przed bezpośrednim pojedynkiem, Miedziowi wyglądali lepiej. Po zdobyciu mistrzostwa kraju w 2011 roku Wisłę Kraków dopadł marazm. Sezon 11/12 zakończyli dopiero na siódmej pozycji. W przeddzień 15. kolejki sezonu 12/13 Biała Gwiazda zajmowała 11. miejsce w tabeli z takim samym bilansem jak Zagłębie. Oba kluby chciały zakończyć rok i rundę jesienną pozytywnym akcentem.
Co ciekawe, Zagłębie zmierzyło się z Wisłą Kraków na inaugurację 2012 roku. Dokładnie 19 lutego 2012 roku Miedziowi podjęli na własnym stadionie krakowską drużynę. Padł wówczas remis 2:2.
KGHM Zagłębie Lubin (Trener: Pavel Hapal): Michał Gliwa - Paweł Widanow, Bartosz Rymaniak, Aleksandyr Tunczew, Costa Nhamoinesu, Szymon Pawłowski, Jiří Bílek, Łukasz Hanzel (79' Arkadiusz Woźniak), Róbert Jež, Maciej Małkowski (71' Élton Lira), Michal Papadopulos (85' Damian Kowalczyk).
Wisła Kraków (Trener: Tomasz Kulawik): Michał Miśkiewicz - Marko Jovanović, Osman Chávez, Gordan Bunoza, Jan Frederiksen (59' Rafał Boguski), Maor Melikson, Radosław Sobolewski, Cezary Wilk, Łukasz Garguła, Michał Chrapek (86' Romell Quioto), Daniel Sikorski (59' Tsvetan Genkow).
Przyglądając się składom obu drużyn, można powiedzieć, że nie było wówczas większych niespodzianek. Mimo wyleczenia kontuzji, w wyjściowej “11” nie znalazł się ówczesny kapitan Miedziowych, Adam Banaś. Z kolei w ekipie Białej Gwiazdy zabrakło Łukasza Burligi. Po wyleczeniu urazu wracał do kadry meczowej Cwetan Genkow, wówczas najlepszy strzelec drużyny z Reymonta 20. Największym zaskoczeniem był jednak debiut Michała Miśkiewicza. Bramkarz krakowskiej drużyny niespodziewanie zastąpił Sergeia Pareike. Mimo osłabień wciąż jednak to Wisła była faworytem spotkania.
Początek spotkania należał do gości. Najpierw celnie na bramkę uderzył Michał Chrapek, jego strzał obronił Michał Gliwa, a następnie obok naszej bramki przeleciał strzał Radosława Sobolewskiego. Zawodnicy Pavel’a Hapala nie mogli poradzić sobie z grającymi wysokim pressingiem piłkarzami Wisły. Odzyskiwali piłkę, żeby po chwili ją stracić. Przetrwaliśmy jednak ten okres i po tym groźnym początku rozpoczęła się dominacja Miedziowych. Już w 9 minucie w kompromitujący sposób piłkę stracił Marko Jovanović. Futbolówkę przejął Maciej Małkowski i pomknął w kierunku pola karnego przeciwników. Po chwili na pozycję wyszedł Michal Papadopulos, który wykorzystał doskonałe dośrodkowanie swojego kolegi.
Po stracie pierwszej bramki w szeregi Wisły wkradła się niepewność. Do 9 minuty z ogromną dokładnością i dużą szybkością rozgrywali piłkę, a także dobrze przesuwali się w ofensywie i defensywie. Utrata bramki wyraźnie podcięła im skrzydła. Przyjęcia piłki przestały być dokładne i często futbolówka odskakiwała piłkarzom Białej Gwiazdy. Z kolei poczynania Miedziowych stały się zdecydowanie lepsi. To oni zaczęli kontrolować mecz. Dobrze działała wymienność pozycji oraz pressing. W porównaniu z bezradnością pierwszych minut spotkania, lubinianie wyglądali jak inna drużyna.
W 14. minucie zrobiło się już 2:0. Piłkę z bocznego sektora naszej połowy wybił długim podaniem Michał Gliwa. Futbolówka spadła na głowę Szymona Pawłowskiego, który dość szczęśliwie dograł do Michala Papadopulosa. Napastnik Miedziowych wykorzystał z kolei fatalne ustawienie linii defensywy Wisły Kraków. Obrońcy Białej Gwiazdy byli dość mocno wysunięci, a linię spalonego fatalnie łamał goniący Pawłowskiego Jan Frederiksen. Papen posłał podanie prostopadłe za plecy defensorów Wisły, gdzie po chwili, na pełnej prędkości, futbolówkę przejął Szymek. Wbiegł w pole karne i inteligentnie minął wychodzącego Miśkiewicza, po czym wpakował piłkę do pustej bramki.
Nie minęło dużo czasu i już było 3:0. W 16 minucie nasze prowadzenie podwyższył Robert Jež. Chwilę wcześniej groźną akcję przeprowadziła Wisła. Dwukrotnie z dystansu uderzał Radosław Sobolewski, ale strzały blokowali piłkarze Miedziowych. Przyszły trener Wisły Płock sygnalizował zagranie ręką, ale sędzia Sebastian Jarzębak nie podyktował rzutu karnego. W tym samym czasie lubinianie nie czekali na rozwój sytuacji, tylko szybko przenieśli ciężar gry na połowę rywali. Do wysoko ustawionego “Papena”, spod naszego pola karnego dograł Maciej Małkowski. Nasz napastnik wygrał pojedynek z Osmanem Chavezem i kolejnym genialnym podaniem wypuścił na czystą pozycję słowackiego pomocnika. Jež trafił najpierw w golkipera Wisły, ale Miśkiewicz nie złapał piłki, która spadła Robertowi pod nogi, dzięki czemu mógł dobić piłkę do pustej bramki.
Miedziowi popisali się w pierwszej połowie kreatywnym rozegraniem rzutu rożnego. Z narożnika boiska krótki piłkę rozegrał Małkowski. Futbolówka trafiła do Łukasza Hanzela, który z kolei mocnym podaniem obsłużył stojącego przez polem karnym Ježa. Słowak miał trudność z opanowaniem piłki więc szybko oddał ją do Widanowa, który szybko odegrał do stojącego obok niego Jiriego Bileka. Defensywny pomocnik Zagłębia popisał się efektownym dośrodkowaniem i przerzucił piłkę w pole karne nad zawodnikami obu drużyn. Tam doszedł do niej Costa Nhamoinesu, który ekwilibrystycznym strzałem próbował pokonać Miśkiewicza. Trzeba przyznać, że debiutujący bramkarz Wisły wykazał się kapitalną interwencją, zapobiegając utracie kolejnej, bardzo pięknej bramki.
Wynik do przerwy nie uległ już zmianie. Wiślacy starali się złapać kontakt i wrócić do gry, ale większość ich akcji kończyła się na naszych obrońcach. Również ich strzały z dystansu nie robiły wrażenia. Uderzenia z 20 czy 30 metrów mijały naszą bramkę lub kończyły w rękawicach Michała Gliwy. Kryzys Białej Gwiazdy trwający od mistrzostwa w 2011 roku widać było w tym meczu jak na dłoni.
Po wznowieniu meczu jego obraz niewiele się zmienił. To Miedziowi prowadzili grę i mieli wyraźną przewagę. Zawodnicy Wisły starali się odwrócić losy spotkania, ale nie potrafili przebić się przez dobrze funkcjonujący kolektyw Zagłębia. To, czego nie mogli zrobić goście, zrobili gospodarze. W 52 minucie Miedziowi ponownie podwyższyli swoje prowadzenie. Tym razem na tablicy wyników widniało 4:0, a na listę strzelców wpisał się Aleksandar Tunchev. Po rzucie rożnym piłka trafiła pod nogi Costy i Tuncheva, którzy znaleźli się sam na sam z Miśkiewiczem. Ofiarna obrona strzału naszego lewego obrońcy nie przyniosła korzyści, ponieważ do futbolówki szybko dopadł bułgarski obrońca i dobił Wiślaków. Jak naszych dwóch zawodników znalazło się w tak dogodnej sytuacji? Zawodnicy Białej Gwiazdy z pewnością też zadawali sobie takie pytania. Co ciekawe, to był jedyny gol, jaki Tunchev zdobył dla Zagłębia w Ekstraklasie (trafił jeszcze w meczu Pucharu Polski z Polonią Warszawa).
Nie pomogły Wiśle szybkie zmiany po stracie czwartej bramki. Ani Rafał Boguski, ani wracający po kontuzji Tsvetan Genkov nie zmniejszyli strat. Ten drugi wprawdzie w 67 minucie był faulowany w polu karnym Michała Gliwy przez Costę, jednak sędzia główny uznał, że nie było tam przewinienia. Do końca spotkania jego przebieg kontrolowało Zagłębie. Miedziowi utrzymywali się przy piłce i grali zdecydowanie bardziej zachowawczo. Zaliczka czterech bramek był wystarczającym zabezpieczeniem i mogli śmiało zwolnić tempo gry. Wyprowadzali kontry, ale żadna z nich nie zakończyła się podwyższeniem prowadzenia. Wiśle natomiast wciąż brakowało tego jednego, finalnego podania.
Pierwsze zmiany w ekipie Pavel’a Hapala pojawiły się dopiero w 71 minucie. Wówczas rozgrywającego bardzo dobre spotkanie Małkowskiego zastąpił na boisku Elton Lira. Niedługo później Arkadiusz Woźniak zastąpił Łukasza Hanzela, a w końcówce spotkania na plac boju wszedł jeszcze Damian Kowalczyk, który zmienił Papadopulosa. W takim składzie Miedziowi oczekiwali na końcowy gwizdek. W 81 minucie zaskakującym strzałem popisał się Robert Jež, jednak równie dobrze spisał się Miśkiewicz. Swoją okazję miał również Bartosz Rymaniak, który dostał dobre podanie od Kowalczyka. Śliska murawa skutecznie mu to jednak uniemożliwiła.
W ostatnich sekundach spotkania Wisła Kraków zdobyła honorową bramkę. Sędzia Jarzębak podyktował rzut karny po wątpliwym przewinieniu Widanowa na Genkowie. Ostatecznie do piłki podszedł Łukasz Garguła i mocnym strzałem pokonał Gliwe, który rzucił się w drugą stronę. Chwilę później mecz się skończył. Historyczne zwycięstwo KGHM Zagłębia Lubin nad Wisłą Kraków stało się faktem. Miedziowi pierwszy raz od 7 lat pokonali wtedy 13-krotnego Mistrza Polski.
Rozgrywki sezonu 12/13 Zagłębie zakończyło na 9. miejscu z dorobkiem 37 punktów. Wisła uplasowała się dwie pozycje wyżej z zaledwie jednym punktem więcej. Biała Gwiazda poprawiła swoje wyniki w kolejnych sezonach, ale już nie osiągnęła takiej formy jak z 2011 roku i zdobycia ostatniego Mistrzostwa Polski. Kryzys poprzednich lat wciąż utrzymuje się w krakowskim klubie. Dla Miedziowych z kolei był to dobry punkt wyjścia na nadchodzący sezon. Nie walczyli o utrzymanie, ale też nie mieli nadziei na osiągnięcie w ówczesnych rozgrywkach miejsca dającego udział w eliminacjach do europejskich pucharów. Nikt jednak nie spodziewał się tego, co naprawdę miał dla Zagłębia przynieść sezon 13/14.