Sławomir Majak: KGHM Zagłębiu życzę trzeciego mistrzostwa w historii
Sławomir Majak to dla starszych kibiców niemal legenda lubińskiego ataku. Trafił do Zagłębia Lubin jako młody zawodnik w jednym z najlepszych okresów klubu, tuż po zdobyciu wicemistrzostwa i mistrzostwa Polski. Wystąpił w słynnych meczach Pucharu UEFA z AC Milan, a dobra gra w barwach „Miedziowych” zaowocowała powołaniem do reprezentacji Polski. Pytany o to, jak ocenia przyszłość Zagłębia, odpowiada, że liczy na to, że za kilka lat o siłę zespołu będą stanowić wychowankowie jednej z najlepszych akademii w Polsce. Zapraszamy do przeczytania fragmentów rozmowy, która znajduje się w najnowszym numerze „Naszego Zagłębia”.
10 kwi 2019 10:33
Fot. wm.pl, archiwum prywatne
Autor Zagłębie Lubin S.A.
Udostępnij
Inne
#MiedziowaTożsamość - Nasze Zagłębie
Panie Sławomirze, jest Pan jednym z najlepszych napastników, którzy grali w barwach Zagłębia Lubin. Znamy wyniki i fakty, ale dziś chciałbym zapytać, jak wyglądał pobyt w Lubinie z Pańskiej perspektywy. Kiedy i jak to wszystko się zaczęło?
- Propozycja z Zagłębia pojawiła się w styczniu 1992 roku. Byłem wtedy zawodnikiem Igloopolu Dębica, chociaż między jednym a drugim klubem miałem kilkumiesięczny epizod w Köping FF. To jednak do Zagłębia trafiłem na dłużej. Kierownikiem drużyny był wtedy Stasiek Baczyński i to z nim miałem pierwszy kontakt. Dla mnie, młodego piłkarza u progu kariery, to była wielka szansa. Szczególnie, że Zagłębie miało opinię dużego, stabilnego klubu. Wcześniej zespół zdobywał wicemistrzostwo i mistrzostwo Polski. Przyjechałem na sparing ze Ślęzą Wrocław, gdzie strzeliłem jedną bramkę, a przy drugiej asystowałem. Mecz zakończył się wynikiem 2:1, a ja wkrótce podpisałem kontrakt do końca rundy wiosennej. Tak zaczął się mój kilkuletni pobyt w Lubinie.
Jak Pan wspomina pierwsze tygodnie? Czy coś szczególnego zapisało się w Pańskiej pamięci?
- Gdy przyjechałem do Lubina, był tu jeden sklep, tzw. „blaszak”. Tam robiliśmy zakupy. Jakoś szczególnie zapadł mi w pamięć. Sama aklimatyzacja nie była tak trudna, bo wszyscy zawodnicy spoza miasta mieszkali w hotelu „Interferie”. Żyliśmy w grupie, nie tylko na boisku. Do Lubina przyjechałem z żoną i dwuletnim synem. Na początku mieszkaliśmy właśnie w pokoju hotelowym, co nie było dla nas szczególnie wygodne. Dopiero w ostatnim roku, gdy na świat przyszło drugie dziecko, wyprowadziliśmy się do własnego mieszkania. Doceniam jednak, że rodzina była zawsze obok i wspierała w gorszych i lepszych chwilach. W Interferiach było 5-6 rodzin, z którymi się trzymaliśmy. Nasze żony z dzieciakami chodziły razem na mecze, czas wolny też spędzaliśmy raczej wspólnie. To pomogło poczuć się pewniej w nowym miejscu.
[…]
W jakich okolicznościach dowiedział się Pan o tym, że w eliminacjach pucharowych zagracie z Szirakiem Giumri i Milanem?
- Przed erą internetu i smartfonów, całej tej dzisiejszej technologii, życie płynęło trochę inaczej. Informacje również docierały z inną prędkością niż dzisiaj. Tego dnia siedzieliśmy z żoną na tarasie i usłyszeliśmy rozmowy kibiców, którzy rozmawiali o pucharze. Zrozumiałem, że jest już po losowaniu i chyba nie będzie łatwo. Włączyłem telegazetę, widzę „Wielki Milan” i nie wierzę. To nie był zespół, który mamy dzisiaj, czyli taki w fazie przebudowy. Na tamte czasy, to była europejska legenda. Nawet nie łudziłem się, że jesteśmy w tym meczu faworytem. Zagrać przeciwko zawodnikom, których znało się tylko z telewizji, to sufit marzeń każdego piłkarza. Jedyna taka szansa i przygoda życia, którą z perspektywy czasu wspomina się jako coś na granicy jawy i snu.
Jak Pan wspomina tamten mecz? Fragmenty transmitowane u nas w TVP2 nie były najlepszej jakości, dlatego materiały archiwalne pozostawiają wiele do życzenia.
- Kiepska jakość transmisji wynikała z braku oświetlenia na naszym stadionie. Przed rozgrywkami Milan nawet naciskał na zmianę obiektu. Proponowali, że wynajmą i opłacą stadion w Poznaniu, sfinansują autokary dla kibiców z Lubina. Władze klubu nie wyraziły na to zgody. Chcieli zrobić ukłon w stronę sympatyków klubu i zapisać w historii stadionu to spotkanie. Mecz miał miejsce o nietypowej dla europejskich pucharów godzinie. Chyba 13:30.
Grał Pan na m.in. Maldiniego czy Costacurtę. Czy któryś jeszcze piłkarzy zapadł Panu w pamięć?
- Tak jak Pan wspomniał: Maldini, Costacurta, Simone, Savicević, Boban… Dla nas był to bardzo silny zespół. Te nazwiska budziły respekt.
Cała rozmowa do przeczytania w najnowszym numerze „Naszego Zagłębia”. „NZ” można kupić w FanShopie Zagłebia Lubin w galerii handlowej Cuprum Arena.