Sensacja w Pucharze Polski 1974 | #75latZL
Miedziowi nie mają ostatnio szczęścia do krajowego pucharu. Niedawna porażka z Chojniczanką Chojnice, czy zeszłoroczny mecz z Lechią Gdańsk nie napawają optymizmem. W pamięci kibiców wciąż są także spotkania z Piastem Kobylin czy Huraganem Morąg. Czy jednak Zagłębie zawsze miało takiego pecha w rozgrywkach Pucharu Polski?
17 mar 2021 13:10
Fot. Zagłębie Lubin S.A.
Autor Zagłębie Lubin S.A.
Udostępnij
Inne
Odpowiedź na zadane przed chwilą pytanie brzmi oczywiście: nie. Wielokrotnie w pucharowych rozgrywkach Zagłębie pokazywało się z bardzo dobrej strony. Dodatkowo często to właśnie Miedziowi byli po drugiej stronie jako zespół sprawiający niespodziankę i pokonujący rywali z wyższych lig. Swego czasu przytoczyliśmy Wam mecz z 1978 roku, w którym to Miedziowi pokonali mocną Legię Warszawa.
Nie był to jednak ich pierwszy taki sukces. Już cztery lata wcześniej Zagłębie Lubin sprawiło ogromną sensację. Lubinianie grali wówczas na trzecim poziomie rozgrywkowym i pod wodzą Alojzego Sitko mieli wkrótce historycznie awansować na zaplecze ówczesnej I ligi. Zanim jednak do tego doszło, Miedziowi zmierzyli się w rozgrywkach Pucharu Polski z Ruchem Chorzów. Wcześniej skromnie, bo 1:0, pokonali Chojnowiankę oraz Bielawiankę. Następnie rozbili Górnik Wałbrzych 3:1 i zmierzyli się z drugoligową Wartą Poznań. Ten mecz zakończył się dopiero po dogrywce, w której gola dla Zagłębia strzelił Rudolf Konieczny.
Losowanie 1/16 Pucharu Polski nie było dla Miedziowych łaskawe. W kolejnej rundzie podopieczni trenera Alojzego Sitko mieli zmierzyć się z ówczesnym Mistrzem Polski i obrońcą pucharu Ruchem Chorzów. Utytułowany rywal z miejsca stał się oczywistym faworytem tego spotkania.
Dokładnie 1 listopada 1974 roku na Stadionie Górniczym Zagłębie Lubin zmierzyło się z Mistrzem Polski Ruchem Chorzów. Atmosfera przed tym pojedynkiem była napięta i pełna oczekiwania. Mimo że pogoda nie dopisała, było mokro i zimno, to na stadion ciągnęły tłumy ludzi. Na trybunach zasiadło około 7 tysięcy osób i z pewnością nikt nie żałował później tej decyzji.
KGHM Zagłębie Lubin (Trener: Alojzy Sitko): Franciszek Machej, Michał Lewandowski, Janusz Kieć, Henryk Nowak, Leszek Malawski, Kazimierz Kucharski, Rudolf Konieczny, Jan Ławnik, Aleksander Świtała, Ireneusz Lorenc, Ryszard Matłoka.
Ruch Chorzów (Trener: Michal Vičan): Piotr Czaja, Konrad Bajger, Marian Ostafiński, Ireneusz Malcher, Jerzy Wyrobek, Jerzy Faber, Albin Wira, Józef Bon, Joachim Marx, Bronisław Bula, Jan Beniger, Józef Kopicera.
Patrząc na skład ówczesnego Mistrza Polski, w oczy rzucają się takie nazwiska jak Marian Ostafiński czy Joachim Marx, którzy w 1972 roku zdobyli złoty medal na Igrzyskach Olimpijskich w Monachium oraz Jan Benigier, który w 1976 zdobędzie na Igrzyskach Olimpijskich w Montrealu srebrny medal z reprezentacją. Nie ulega wątpliwości, że uwagę przyciąga także nazwisko Jerzego Wyrobka, który prawie 27 lat po tym spotkaniu zostanie trenerem Zagłębia.
Mecz rozpoczął się dość niespodziewanie, ponieważ to gospodarze zepchnęli rywali do defensywy i już w pierwszych minutach zagrozili bramce bronionej przez Piotra Czaję. Wówczas uderzał Aleksander Świtała, ale piłka minimalnie minęła słupek. Zdezorientowani Niebiescy nie otrząsnęli się jeszcze po tej akcji, kiedy w ich siatce zatrzepotała piłka. Była 6. minuta a w Lubinie sensacyjnie prowadzenie objęło trzecioligowe Zagłębie. Autorem gola był Rudolf Konieczny, który strzałem z ostrego kąta pokonał Czaję. Bramkarz Ruchu był bez szans.
Wciąż zamroczeni gracze Mistrza Polski nie radzili sobie z podbudowanymi objęciem szybkiego prowadzenia Miedziowymi. Nonszalancja, z jaką grali oraz pobłażliwe traktowanie szybko przełożyły się na kolejnego gola dla gospodarzy. W 17. minucie fatalny błąd chorzowskiej defensywy wykorzystał Świtała i zrobił to, co nie udało mu się na początku spotkania. Mocny, plasowany strzał i wynik zmienił się na 2:0. Po utracie drugiego gola Ruch zmienił taktykę i nastawił się na wyprowadzanie kontrataków, które jednak nie przynosiły żadnego rezultatu. Bardzo dobrze dysponowana linia defensywy Zagłębia ciągle powstrzymywała utytułowanych rywali.
W 25. minucie Miedziowi mieli doskonałą okazję na dobicie swojego przeciwnika. Jeden z kontrataków wyprowadzonych przez gospodarzy powinien skończyć się bramką. W sytuacji sam na sam z Czają znalazł się Ireneusz Lorenc. Zawodnik Zagłębia nie utrzymał jednak koncentracji do końca i w tej dogodnej sytuacji spudłował. Piłka odbiła się tylko od zewnętrznej części słupka. To wydarzenie wyraźnie otrzeźwiło naszych rywali. Już w 29. minucie gola na 2:1 strzelił Ireneusz Malcher, dzięki czemu Ruch wciąż pozostawał w grze. Wynik do przerwy nie uległ jednak zmianie. Pozostał kwadrans pierwszej części gry był naznaczone walką i nieudanymi atakami po obu stronach.
Po rozpoczęciu drugiej połowy ówczesny Mistrz Polski ruszył do zmasowanych ataków. Wciąż przegrywali jedną bramką z trzecioligowym zespołem. Musieli zrobić wszystko, żeby nie zaliczyć ogromnej wpadki. Miedziowi mądrze bronili się i wyprowadzali kontrataki. W 50. minucie przed doskonałą szansą ponownie stanął Lorenc. Wszystko wskazywało na to, że zdobędzie gola, ponieważ bramkarz Ruchu był źle ustawiony, ale nasz zawodnik obił tylko słupek. Dwie minuty później w podobnej sytuacji zawiódł Jan Ławnik, który trafił prosto w bramkarza. To zdecydowanie zdenerwowało już podrażnionych zawodników Niebieskich i w 59. minucie gola wyrównującego strzelił Jan Benigier.
Utrata prowadzenia wyraźnie podcięła skrzydła ambitnym Miedziowym. Piłkarze Alojzego Sitko za wszelką cenę starali się ponownie zaskoczyć swoich rywali. Zamiast dotychczasowych długich podań, zaczęli wymieniać piłkę między sobą krótkim podaniami i ograniczyli się do pojedynczych wypadów na połowę przeciwnika. Jeden z tych ataków przyniósł jednak pożądany skutek. W 68. minucie Ławnik ponownie znalazł się w dogodnej sytuacji i pokonał Piotra Czaję. Miedziowi z wynikiem 3:2 drugi raz objęli prowadzenie i zamierzali utrzymać ten stan rzeczy do końca spotkania.
Zagrzewani do walki przez czechosłowackiego trenera Michala Vičana, Niebiescy ruszyli do ataków. Raz za razem na bramkę strzeżoną przez Franciszka Macheja uderzali Józef Bon, Joachim Marx czy Jan Benigier. Tymczasem bramkarz Miedziowych wyrastał na bohatera tego spotkania. Kilkukrotnie popisywał się znakomitymi interwencjami. Warto podkreślić, że obronił kilka bardzo trudnych uderzeń Marxa, które niechybnie zmierzały w okienko naszej bramki.
Im bliżej końca spotkania, tym częściej zawodnicy obu drużyn spoglądali w stronę stadionowego zegara. Piłkarze Zagłębia z oczekiwaniem na zakończenie spotkania, a Ruchu z nadzieją na zdobycie wyrównującego gola. Niebiescy raz za razem atakowali, a w końcówce meczu praktycznie całą drużyną znajdowali się w okolicach pola karnego Miedziowych. Gospodarze z kolei dzielnie się bronili i nieustannie wykopywali piłkę, oddalając zagrożenie od swojej bramki. Po jednym z takich wykopów futbolówka spadła pod nogi Ireneusza Lorenca. Zawodnik Zagłębia pomknął w stronę bramki bronionej przez Piotra Czaję. Strzał! Spojenie! Z pewnością po trybunach poniósł się wówczas jęk zawodu. Nie trwał on jednak długo, ponieważ chwilę później zabrzmiał gwizdek kończący spotkanie i zgromadzeni na stadionie kibice wybuchnęli radością.
Sensacja! Trzecioligowe Zagłębie Lubin pozbawiło Mistrza Polski złudzeń o obronie pucharu! Na boisku szybko zrobiło się ogromne zamieszanie, kiedy w euforii kibice wbiegli na nie i zaczęli cieszyć się tym historycznym zwycięstwem razem z zawodnikami. Dla Miedziowych nie był to jedyny szczęśliwy moment sezonu 74/75. Osiem miesięcy później podopieczni trenera Alojzego Sitko po raz pierwszy awansowali do II ligi.
Tymczasem Ruch Chorzów po porażce w Pucharze Polski skupił się na rozgrywkach ligowych oraz Pucharze Europy Mistrzów Klubowych. Podopieczni trenera Michala Vičana święcili wówczas największe tryumfy. Oprócz obronienia Mistrzostwa Polski, Ruch Chorzów dotarł aż do ćwierćfinału wspomnianych rozgrywek europejskich pucharów, gdzie uległ w dwumeczu francuskiemu A.S. Saint Etienne.