Sasa Balić: Przez Zagłębie chcę wrócić do reprezentacji
Przed niedzielnym meczem Sasa Balić opowiada o swoim niedoszłym transferze do Górnika Zabrze, rywalizacji w drużynie na jego pozycji, meczu Polski z Czarnogórą oraz osobistych celach na najbliższe miesiące. Zapraszamy do lektury.
15 paź 2017 17:45
Fot. Tomasz Folta
Autor Zagłębie Lubin
Udostępnij
Ekstraklasa
W niedzielę gramy z Górnikiem Zabrze. Niewiele brakowało, a stałbyś w tym meczu po drugiej stronie barykady?
To prawda, niecałe 2 lata temu byłem bardzo blisko przejścia do Górnika. Grałem wtedy w rumuńskim Targu Mures, które zmagało się z problemami finansowymi. Mój kolega z drużyny Paweł Golański zapytał wtedy, czy nie chciałbym przenieść się do Polski.
I pojawiło się zainteresowanie Górnika Zabrze. Jak wyglądały kulisy twojego niedoszłego transferu?
Pierwszy kontakt nawiązaliśmy na przełomie 2015 i 2016 roku. Górnik chciał, żebym trafił do Zabrza już tamtej zimy, ale ja się nie zdecydowałem. Dopiero w lutym dyrektor sportowy Górnika zadzwonił ponownie, żeby namówić mnie na przenosiny po zakończeniu kontraktu. A ten wygasał mi w czerwcu 2016 roku.
I zgodziłem się na transfer po sezonie, przyjechałem nawet w lutym do Polski, podpisałem papiery i oglądałem z trybun mecz Górnika na Cracovii, przegrany przez mój przyszły-niedoszły klub 0:3.
Ale był jeden warunek w tym kontrakcie.
Tak, Górnik miał się utrzymać w Ekstraklasie, bo inaczej z transferu nici. Pamiętam, że przez całą wiosnę oglądałem mecze zabrzan w lidze i kibicowałem im, żeby tylko nie spadli.
To decydujący mecz Górnika w Niecieczy musiałeś oglądać jak na szpilkach?
Pamiętam to jak dziś. Szczególnie, że mój serdeczny przyjaciel Stefan Nikolić grał wtedy w Termalice. Nawet dzwoniłem do niego przed tym meczem i prosiłem, żeby nie strzelał gola Górnikowi (śmiech). No i nie strzelił. Zszedł w przerwie przy wyniku 1:0 dla Górnika, więc byłem zadowolony. Ale zmienił go Kędziora i za chwilę wyrównał. No i mój transfer się "wysypał".
Żałujesz, że nie wyszło? Do niedzielnego meczu przystępowałbyś w roli lidera.
Nie, bo zamierzam ten mecz kończyć w roli lidera (śmiech). Liczy się dla mnie tylko to, żeby wygrać w niedzielę i wierzę, że tak się stanie.
Nie żałuję, taka jest piłka i po Górniku najlepiej widać, jak się toczą losy drużyn. Zresztą o Zagłębiu można przecież powiedzieć to samo.
Wróćmy więc do Zagłębia. Jesteś tu trzy miesiące, przychodziłeś jako zmiennik, a tymczasem główny rywal do miejsca w składzie odniósł poważną kontuzję. Będzie ci łatwiej dzięki temu?
Przede wszystkim bardzo mi przykro, bo kontuzja Daniela to najgorsze, co może przydarzyć się piłkarzowi. Ale jak ostatnio widzieliśmy, wyrósł mi nowy konkurent w osobie Łukasza Janoszki, który w tym ustawieniu odnajduje się bardzo dobrze.
Ty przez ostatnie pół roku grałeś jako stoper. Trudno ci się przestawić na obecne ustawienie?
Nie, bo prawie całą karierę grałem jako lewy obrońca. Inna sprawa, że było to w systemie gry czterema obrońcami.
Ten system gry, który mamy w Zagłębiu wymaga od bocznego obrońcy dużego zaangażowania nie tylko w defensywie, ale też w ofensywie. To bardzo trudne zadanie i grający ostatnio "Ecik" dobrze sobie z nim radzi.
Ale ja nie zamierzam odpuszczać. Podejmuję rękawicę i chcę dawać z siebie jak najwięcej Zagłębiu, a moim osobistym celem jest powrót do reprezentacji Czarnogóry.
Skoro przy reprezentacji jesteśmy. Już ochłonąłeś po niedzielnym meczu naszych reprezentacji?
Nie mieliśmy już szans na awans w meczu z Polską, więc oglądałem w miarę spokojnie. Ale spotkanie było bardzo emocjonujące.
Nie bałeś się w końcówce, że Czarnogóra strzeli gola i po weekendzie nie będziesz miał wstępu do szatni Zagłębia?
(śmiech) Nie bałem się, bo remis też dawał Polsce awans, poza tym wynik remisowy utrzymał się bardzo krótko.
Teraz przed nami kolejne eliminacje i zamierzam w nich wrócić do reprezentacji swojego kraju. Dobre wyniki Zagłębia na pewno mi w tym pomogą. Walkę zacznę już w niedzielę.