Sergio Reina: Kocham Polskę, to piękny kraj
Do Lubina przyjechał zagubiony, w pierwszych dwóch meczach musiał wręcz grać na śniegu, którego nigdy wcześniej nie widział. Później jednak zaaklimatyzował się na tyle, że bez wahania wróciłby do Polski. Sergio Reina w rozmowie z nami wspomina dawne czasy w Zagłębiu i opowiada, który z kolegów mógłby bez problemu grać w Bundeslidze czy Premier League.
27 gru 2017 15:04
Fot. Tomasz Folta
Autor Zagłębie Lubin
Udostępnij
Inne
Sergio, jak tam pogoda w Kolumbii?
U mnie jest teraz bardzo ciepło i słonecznie. Mniej więcej 32-34 stopnie. Ale wiem, że u Was teraz jest zima? (śmiech)
Pytam o to nie bez powodu. Pamiętasz swój pierwszy przyjazd do Polski? To była właśnie zima, a w Zagłębiu przywitaliśmy cię wypadem na sanki na lubińskim "Wielorybie?"
Doskonale to pamiętam, choć byłem tak zestresowany, że mogłem już to częściowo wyprzeć z pamięci. To był dla mnie szok, pierwszy raz w życiu widziałem śnieg, a później jeszcze musiałem w takich warunkach grać.
Pamiętam swój pierwszy mecz - to było z Piastem Gliwice, gdy Łukasz Hanzel strzelił pięknego gola, a wyrównał Kamil Wilczek. Było strasznie zimno, za liniami bocznymi było pełno śniegu, a ja nie czułem rąk i nóg. Ale biegać trzeba było.
A tydzień później zagraliście w śnieżycy z Ruchem Chorzów?
To już w ogóle była masakra. Pamiętam, że jak zeszliśmy na przerwę to wszyscy w szatni się ze mnie śmiali. Darek Puchalski przyszedł do mnie i zapytał, jak się czuje. A ja dzwoniłem zębami i byłem przemarznięty na kość. Więc dał mi jedną kurtkę, drugą, przykrył kilkoma kocami i dał herbatę do picia.
Wypiłem jedną i zaraz prosiłem o drugą. A później o trzecia, czwartą i kolejną. Chłopaki mieli ze mnie niezły ubaw. Całe szczęście na boisko wszedł Ilijan, strzelił jednego, później drugiego i od razu było jakby cieplej.
Dziś to już tylko zabawne wspomnienia, bo wróciłeś w swoje rodzinne strony. Czym się teraz zajmujesz? Nadal grasz profesjonalnie w piłkę?
Tak, gram w Gwatemali, jestem zawodnikiem Chimal FC. Ale ponieważ nie zakwalifikowaliśmy się do play-offów, to do stycznia mam wolne. Dlatego wróciłem do domu i od miesiąca jestem w Kolumbii, w Cali.
Wróćmy jednak do Zagłębia. Jak wspominasz swój pobyt w Lubinie?
To był dla mnie najlepszy czas w zawodowej karierze. Spędziłem w Polsce 3 lata i niemal przez cały czas grałem, byłem podstawowym zawodnikiem. Do tego była ze mną rodzina, urodziło mi się w Lubinie drugie dziecko. Bardzo dobrze wspominam mój pobyt tam.
Może Lubin nie jest dużym miastem, ale jest dość cicho, spokojnie i moja rodzina czuła się tam jak w domu. Wciąż mamy kontakt z wieloma przyjaciółmi, których poznaliśmy w Polsce. Również w drużynie - co jakiś czas porozmawiam z Arkiem Woźniakiem, z którym przecież byliśmy w jednym zespole.
A z byłych zawodników? Z kim utrzymujesz jeszcze kontakt?
Czasami rozmawiam z Kamilem Wilczkiem, który dziś gra w reprezentacji, ale również z Csabą Horvathem, Fernando Dinisem, Costą Nhamoinsesu czy Adrianem Błądem. Nawet prezes Koziński od czasu do czasu mi coś zalajkuje na Facebooku, a ja odwdzięczam się tym samym.
Wypowiadasz się z olbrzymim sentymentem o Zagłębiu. Jeden z naszych kibiców zapytał, czy gdybyś miał okazję, to wróciłbyś do Lubina?
Bez chwili zawahania. Z wielką przyjemnością zagrałbym znowu w Zagłębiu, choć wiem, że to tylko teoretyczne rozważania i nigdy nie miałem propozycji ani z Zagłębia, ani innego polskiego klubu.
Ale mogę powiedzieć, że kocham Polskę, rodzina też. Moje drugie dziecko pyta ciągle: ?Tatusiu, kiedy pojedziemy do Polski??, bo chce zobaczyć jeszcze raz miasto, w którym się urodziło. Polska to piękny kraj.
Z kim spędzałeś najwięcej czasu, gdy przyjechałeś do Polski? Z którym z zawodników złapałeś najlepszy kontakt podczas gry w Zagłębiu?
Na początku od razu zaprzyjaźniłem się z Bojanem Isailoviciem. Do Zagłębia trafiliśmy w tym samym czasie, a ja nie znałem języka, nawet angielskiego. Bojan bardzo mi pomógł, wszędzie ze mną chodził i robił za tłumacza. Później nauczyłem się od niego angielskiego i było mi dużo łatwiej.
Dużo czasu spędzałem też z innymi piłkarzami z zagranicy - z Costą, "Tolkiem" Ekwueme, Fernando Dinisem, Csabą Horvathem a później z Eltonem Lirą. Do tego zawsze dobry kontakt miałem z "Wąskim" czy Mateuszem Bartczakiem. Bardzo się cieszę, że "Mati" teraz współpracuje z Zagłębiem - to świetny piłkarz i człowiek. Profesjonalista.
Mówisz, że Mateusz Bartczak to świetny piłkarz. Najlepszy, z którym grałeś w Zagłębiu, czy może ktoś miał jeszcze wyższe umiejętności?
Nie odkryję Ameryki jak powiem, że według mnie najlepszy w tamtym czasie był Szymek Pawłowski. Świetny zawodnik z olbrzymimi umiejętnościami. Czasami nawet wydaje mi się, że sam nie zdawał sobie sprawy z tego, jak gigantyczny talent miał.
Moim zdaniem to piłkarz, który w tamtych czasach bez najmniejszego problemu mógł grać na najwyższym szczeblu - nie tylko w Polsce, ale nawet w Niemczech czy Anglii. Dla mnie to był zaszczyt, że mogłem grać z tak fenomenalnym piłkarzem.
Ale w drużynie był jeszcze jeden taki zawodnik. Costa Nhamoinesu. Nie bez przyczyny później trafił do Sparty Praga, gdzie był przez długi czas podstawowym zawodnikiem. Pamiętam nawet, że oglądałem jego mecz przeciwko Napoli. I wtedy sobie myślałem, że to duże wyróżnienie być z nim w jednej drużynie. Tak samo jak z Szymkiem.
Ta dwójka to zdecydowanie najlepsi zawodnicy, z jakimi miałem okazję grać i trenować w całej mojej karierze.
Skoro już przy "najlepszych" jesteśmy. Który twój mecz w Zagłębiu był najlepszy? Albo który z nich pamiętasz najlepiej. Rozegrałeś ich przecież około 50.
Najbardziej w pamięć zapadły mi dwa mecze z Lechem Poznań. Najpierw w Poznaniu, gdy zacząłem na ławce rezerwowych. Ale już na początku meczu kontuzję złapał Csaba Horvath i musiałem pojawić się w jego miejsce na środku obrony. I pamiętam, że zagrałem wtedy całkiem nieźle, a Zagłębie wygrało 1:0 po golu Mateusza Bartczaka, chociaż mogliśmy strzelić znacznie więcej bramek.
Drugi mecz był w Lubinie. Pamiętam, że przyszło bardzo dużo ludzi, sporo też przyjechało z Poznania i siedzieli za drugą z bramek - naprzeciwko naszych kibiców. I też wygraliśmy 1:0, zdaje się, że gola strzelił Momo Traore. Ale atmosfera była znakomita w tamtym spotkaniu.
Popytałem trochę twoich dawnych kolegów z drużyny o kompromitujące historie z twoim udziałem, ale jedyne czego się dowiedziałem, to fakt, że ponoć byłeś strasznym śpiochem. Szczególnie w autobusie. Prawda to?
(śmiech) To chyba wiem, kto ci to sprzedał. Rzeczywiście, ze snem nigdy nie miałem problemu i jak tylko wsiadaliśmy do autobusu to niemal od razu mi odcinało prąd.
Pamiętam, że raz jechaliśmy na obóz przygotowawczy do Barsinghausen w Austrii. 11 godzin w autobusie. Jeszcze dobrze nie ruszyliśmy spod stadionu, a ja już spałem. Problem w tym, że po drodze mieliśmy zaplanowany obiad w restauracji i koledzy postanowili, że nie będą mnie budzić. Drużyna poszła zjeść, a ja zostałem w autobusie, przyklejony do szyby (śmiech)
No i obudziłem się dopiero w Austrii, jak dojechaliśmy na miejsce. Wyspałem się, ale byłem trochę głodny.
Kilka zabawnych sytuacji było też związanych z nieznajomością języka. Dopiero później dowiadywałeś się o co chodzi.
Najlepsi w tym byli nasi masażyści. Na początku nie rozumiałem ani słowa po polsku, a oni ciągle coś do mnie mówili. No to się śmiałem, bo co miałem zrobić? Oni gadali, a ja się tylko uśmiechałem. Więc pytali, czemu się śmieję. A ja im się w odpowiedzi nadal uśmiechałem.
Dopiero po kilku tygodniach zorientowałem się, że robią sobie ze mnie żarty i specjalnie mówią po polsku jakieś złośliwe rzeczy o mnie. Oczywiście w pozytywnej atmosferze, dla żartów. Wtedy jednak już umiałem im się odgryźć. Świetni ludzie, bardzo miło wspominam tamte czasy.
Mówili na mnie "Parcero?, czyli ?kumpel" w moim języku. "Parcero jak się masz??, "Parcero co Ty robisz?? i tak dalej.
Pytałem o to Fernando Dinisa, zapytam i ciebie. Widać, że jesteś na bieżąco z Zagłębiem. Znasz obecnych zawodników?
Czytałem ten wywiad z Fernando i o ile dobrze zrozumiałem, to też wymienił dwójkę, którą za chwilę wymienię ja. Dwóch kadrowiczów - Jach i Świerczok to bardzo dobrzy piłkarze, w ostatnich tygodniach szczególnie ten drugi pokazuje klasę.
To dobrze dla klubu, że ma takich zawodników. Może i Zagłębie to nie Lech czy Legia, ale to wciąż bardzo dobry zespół, którego miejsce jest w czołówce ligowej tabeli. Szczególnie od czasu powrotu do Ekstraklasy po rocznym pobycie w pierwszej lidze.
Jeśli chcesz coś przekazać fanom Zagłębia, to teraz będzie najlepszy moment.
Przede wszystkim chcę podziękować za to wsparcie, które czułem niemal na każdym kroku. Wiem, że w Zagłębiu nie grało zbyt wielu zawodników z Ameryki Południowej, ale ja zawsze czułem się w Lubinie jak w domu. Atmosfera na stadionie była znakomita, dodawaliście mi energii do gry. Wspierajcie swój zespół dalej. Szczególnie, że przecież Zagłębie jest teraz w czołówce ligi. Do zobaczenia!