Gracjan Horoszkiewicz | W Zagłębiu wpaja się odpowiednią mentalność
Jak sam powtarza - miał potencjał by na dłużej zaistnieć w ekstraklasowej piłce. W wieku juniora regularnie grywał w kadrze młodzieżowej Reprezentacji Polski, gdzie zaliczył kilkadziesiąt występów na arenie międzynarodowej. Do Lubinia trafił w 2008 roku, by trzy lata później wyjechać do Niemiec i próbować sił w tamtejszej Hercie Berlin.
31 mar 2020 19:22
Fot. Tomasz Folta
Autor Zagłębie Lubin S.A.
Udostępnij
Inne
Jak wyglądały Twoje początki w zespole juniorów?
- Cały okres, w którym przebywałem w Lubinie i mieszkałem jeszcze w starym internacie przy ulicy Legnickiej reprezentując w tym czasie Zagłębie Lubin był dla mnie owocny. Na pewno będę go miło wspominał do końca życia. Poznałem wielu wartościowych ludzi, z którymi utrzymuję kontakt do dnia dzisiejszego.
Trenerem zaś, który mnie prowadził na początku był Tomasz Bożyczko. Później jego rolę przejął trener Karmelita. Obaj Panowie są dobrymi fachowcami i odcisnęli piętno na drużynie. Mieliśmy dobry, zgrany zespół, pełen wielu ciekawych osobowości.
Jakbyś miał scharakteryzować obu szkoleniowców, to co byś powiedział?
- Uważam, że trener Karmelita poradziłby sobie w niejednym ekstraklasowym klubie. Wiem, ile znaczy dla niego Zagłębie, dlatego uważam, że będzie czekał na swoją szansę właśnie w Lubinie. Jest konsekwentny jako trener i ma bardzo bogaty warsztat trenerski. Bardzo dużo pracuje i widać, że jest to dla niego pasja, a nie obowiązek.
Natomiast trener Bożyczko jest osobą, która już długo pracuje z młodzieżą i wie, jak dotrzeć do młodego zawodnika. Jest wychowawcą, takim trochę ojcem, a zarazem szkoleniowcem. Młody zawodnik, który trafi pod jego skrzydła, na pewno musi być zdyscyplinowany, oraz co najważniejsze - pracowity. Nie lubił, gdy ktoś wykonywał swoją pracę na siedemdziesiąt czy osiemdziesiąt procent. On również bardzo dużo pracuje. Niejednokrotnie zastanawialiśmy się, gdzie w tym wszystkim co robił, miał czas dla rodziny.
Czy był jakiś mecz, który szczególnie zapadł Ci w pamięć?
- Pamiętam dosyć dobrze półfinały Mistrzostw Polski z Rozwojem Katowice. Patrząc z dzisiejszej perspektywy, to zagrało w nim wielu zawodników, którzy w późniejszym czasie trafili to reprezentacji - między innymi Milik czy Zieliński. Nie obyło się też bez chłopaków, którzy zadebiutowali w ekstraklasie, jak Azikiewicz, Bonecki, Kowalczyk, Zieliński, Łasicki, Kubicki, Hładun, Nowak czy także Ja.
Wówczas kadra Dolnego Śląska wyglądała tak, że do zawodników Zagłębia powoływano po trzech, czterech graczy z innych klubów. Nasz rocznik 1995 był w skali Polski naprawdę utalentowany.
Który z zawodników w tamtych czasach się wyróżniał, a później przebił do wielkiej piłki?
- Zawodników z tego okresu, którzy grają do dziś i utrzymują z piłki czy to siebie czy swoją rodzinę jest naprawdę wielu. Natomiast jeśli mówimy o wielkim talencie, to był nim niewątpliwie Piotrek Zieliński. Proszę mi uwierzyć, miałem stycznośc z wieloma naprawdę dobrymi zawodnikami, nie tylko na skale naszego kraju. Ale to Piotrek miał to coś, czego nie da się wyszkolić na żadnym treningu piłkarskim. Zagłębie Lubin, oraz Herthę Berlin zawsze daje jako przykład, jak powinien wyglądać proces szkolenia piłkarzy w danym kraju.
W lubińskim klubie wpaja się taką mentalność, że tylko ciężką pracą można doprowadzić do wyznaczonego przez siebie celu. Kto to zaakceptuje i weźmie do siebie, ma szanse osiągnąć sukces. Ponownie powołam się na Piotrka Zielińskiego i Arka Milka, którzy od małego mieli ogromny potencjał, natomiast popierali to także konsekwentną pracą. Nie jest prawdą, że sam talent zaprowadzi do szczytu marzeń. Mam wielu kolegów, którzy są w światowej piłce. Do dziś mam kontakt choćby z Nico Schultzem z Borussi Dortmund. Jako dziecko miałem przyjemność poznać Sterlinga i każdy z nich wykonywał tytaniczną pracę. Zawód piłkarza wykonywany jest przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. To nie tylko zajęcia, ale także sen, regeneracja czy odżywianie.
Wracając do Piotrka Zielińskiego - to zawodnik światowej klasy, z którym miałeś okazję grać. Pamiętasz jakąś ciekawostkę z nim związaną?
- Piotrek ogólnie był bardzo lubiany w szatni i naszym środowisku. Darzyliśmy go jeszcze większym szacunkiem, przez to, jakie posiadał umiejętności. Mam parę ciekawostek z nim związanych, ale nie nadają się do opowieści w wywiadzie (śmiech).
Jako junior widziałeś z bliska pierwszą drużynę. Jakie cele sobie stawiałeś?
- Muszę przyznać, że od dziecka marzyłem, aby móc zagrać w zagranicznym klubie. Celem było, aby w odpowiednim momencie wyjechać i spróbować swoich sił poza granicami kraju. Jeżeli miałbym wymienić zawodnika, który mi imponował, postawiłbym na Manuela Arboledę, była to nietuzinkowa postać Zagłębia.
W tamtym okresie zawodnicy trzymali lekki dystans do różnych osób. Ciężko było złapać jakiś większy kontakt. Choć z drugiej strony, będąc już w Podbeskidziu dzieliłem szatnie z Maćkiem Iwańskim. Zawsze powtarzałem, że nie tak dawno podawałem mu piłki, gdy zdobywał z Zagłębiem Mistrzostwo Polski w 2007 roku (śmiech). To było super przeżycie.
Kto w czasach juniorskich stymulował Twój rozwój?
- Tomasz Bożyczko był taką osobą. Dla mnie, jako młodego chłopaka, mieszkającego z dala od domu rodzinnego i najbliższych był ogromnym wsparciem. Prowadził mnie, abym nigdzie po drodze nie zbłądził. Był trenerem, a zarazem ojcem. Nie tylko dla mnie, ale całego zespołu.
Jesienią 2011 roku wyjechałeś do Berlina. Co Cię motywowało i na co liczyłeś?
- Nie ukrywam, że liczyłem na coś więcej, niż występy w drugim zespole i obóz z pierwszą drużyną. Dużo wyjeżdżałem na Reprezentację Polski, może nawet zbyt dużo…
Zdrowie nie pozwoliło osiągnąć więcej. Organizm się buntował i niestety, po trzech latach musiałem opuścić Berlin i zamienić na Kraków, przechodząc do Cracovii. W Berlinie spędziłem swój najlepszy okres. Jeżeli miałbym jeszcze raz podjąć taką decyzję o wyjeździe, to bez wahania zrobiłbym to samo.
Kto załatwił Ci wyjazd do Berlina?
- Na jedno ze spotkań, w którym grałem przyjechali skauci. Oglądali Mistrzostwa Polski, graliśmy wtedy w Płocku. Zdobyliśmy trofeum, a ja finalnie zapracowałem na kontrakt. Dostałem trzyletnią umowę.
Grałeś tylko w drugim zespole Herthy, do pierwszej drużyny – mimo że byłeś blisko, nie udało się przebić. Problem nie leżał chyba w tym, że miałeś dużo wyjazdów reprezentując Polskę?
- Może po prostu byłem zbyt słaby? Nie jestem typem człowieka, który lubi gdybać…
Kadra? Tutaj jest pewna satysfakcja. Trzecie miejsce w Europie na Mistrzostwach, co pokazuje, że wykonaliśmy jednak dobrą pracę na tych zgrupowaniach. Inna sprawa, że odbywały się praktycznie co drugi, czasem trzeci tydzień.
Jakbyś miał wskazać różnicę między klubem polskim, jakim jest Zagłębie Lubin, a klubami niemieckimi?
- Jeżeli chodzi o infrastrukturę, to na ten moment porównując lubińskie obiekty z zagranicznymi, to Zagłębie dorównuje pod każdym względem. Różnice pomiędzy wiedzą i przygotowaniami trenerów, są znikome. Sądzę, że to wszystko się wyrównuje. Posiadamy dostępy do różnych programów, które umożliwiają efektywniejszą pracę. Jeśli chodzi o czystko piłkarskie aspekty, to są naprawdę zbliżone. Niuanse decydują jednak o tym, kto zaistnieje w poważnej piłce, a kto nie.
Kto Cię ściągnął do Cracovii z ligi niemieckiej?
- Menadżer, który prowadził mnie przez dłuższy okres czasu. Trenerem był wtedy Robert Podoliński.
W Krakowie byli wtedy Bartosz Rymaniak, Mateusz Żytko i Deniss Rakels, wcześniej zawodnicy Zagłębia. Trzymałeś się z nimi i mogłeś liczyć na pomoc?
- Jasne! Z Bartkiem trzymałem się dość blisko. Deniss to człowiek, który robił atmosferę w szatni. Był też Damian Dąbrowski, z którym szybko załapałem wspólny język.
Czy masz jeszcze kontakt z wyżej wspomnianymi zawodnikami?
- Okazjonalnie. Jeżeli są czyjeś urodziny, to też o sobie pamiętamy. Gdy nadarzy się okazja, chętnie się ze sobą kontaktujemy.
Półtora roku spędziłeś też w Podbeskidziu. Jak odniesiesz się do tego czasu?
- Przez pewien okres grałem w Podbeskidziu i Chrobrym Głogów. Twierdzę jednak z perspektywy czasu, że mogłem zostać w Niemczech. Niekoniecznie musiała być to Hertha, ale także inny klub.
Czy kontuzje zahamowały twój piłkarski rozwój?
- Zdecydowanie tak. Trzy operacje na kolano zrobiły niestety swoje. Po tym ciężko było powrócić na wcześniej reprezentowany poziom.
Mówi się, że charakter przeszkodził Ci w osiągnięciu celów. Jak to skomentujesz?
- Między innymi tutaj w Lubinie trenerzy zaszczepili we mnie, że tylko ciężką pracą mogę zajść daleko. W moim przypadku, nie miałem tylu wrodzonych talentów, co chociażby wcześniej wspomniany Piotrek Zieliński. Miałem tego świadomość i dlatego byłem pracusiem. Poza tym, byłem skromnym chłopakiem. Tego mnie nauczyli rodzice i wyniosłem to z domu.
Wiedziałeś, że w budynku Akademii Piłkarskiej Zagłębia Lubin widnieje Twoje zdjęcie - jako adepta, który debiutował w seniorskiej piłce nożnej?
- Tak, widziałem to zdjęcie w programie Pana Kołtonia „Prawda Futbolu”. To naprawdę bardzo miłe.
Nie myślałeś, aby przyjechać i odwiedzić Akademię Piłkarską KGHM Zagłębia?
- Oczywiście, że myślałem. Ostatni raz na obiektach lubińskiej akademii byłem w czerwcu, podczas pobytu na testach piłkarskich z moimi podopiecznymi. To, co było za moich czasów, a to co jest teraz - to niebo, a ziemia. KHGM bardzo mocno zaangażowało się w projekt, co widać gołym okiem.
Masz jeszcze kontakt z kimś, za czasów grania w Zagłębiu?
- Jasne, choć najbliższy to z Igorem Łasickim i Karolem Hodowanym. Dzwonimy do siebie, bądź piszemy. Z Igorem widziałem się w październiku, zeszłego roku. Karol miał całkiem niedawno poważny wypadek. Na szczęście wyszedł z tego. To jest dusza towarzystwa, naprawdę dobry człowiek. Bardzo się cieszę, że tak licznie się wszyscy przyczynili, aby ponownie stanął na nogi.
A kto Tobie pomógł w najcięższych dla Ciebie momentach?
- Oczywiście najbliżsi. Rodzice, oraz moja dziewczyna Natalia. Mogłem liczyć na ich wsparcie w każdym momencie. W życiu każdego sportowca są lepsze i gorsze momenty, tak to już jest. Najgorszy okres dla mnie był wtedy, gdy półtora roku wracałem do gry po zerwaniu więzadeł oraz infekcji w kolanie.
Obecnie gram w czwartej lidze niemieckiej. Nadzoruję z bliska moją akademię. Mam nadzieję, że dożyję momentu, gdy przyjadę na stadion Zagłębia i z bliska będę widział, jak mój wychowanek debiutuje w barwach lubińskiego klubu.
Jakbyś miał wskazać najlepszą chwilę podczas pobytu w Zagłębiu Lubin?
- Zdecydowanie było to przejście do drużyny Młodej Ekstraklasy. Dla mnie, jako piętnastoletniego chłopaka, było to niesamowite przeżycie.
Jak zareagowałeś, gdy otrzymałeś wiadomość od trenera, że będziesz trenował z profesjonalistami?
- Odebrałem to, jako ogromne wyróżnienie. Przyglądałem się z bliska zawodnikom, podpatrywałem ich poczynania w seniorskiej lidze. Był to dla mnie super okres. Zagłębie zawsze będzie dla mnie częścią życia. Dużo zawdzięczam temu klubowi, moja rodzina też kibicuje Miedziowym.
Byłeś zawodnikiem świetnie zapowiadającym się. Grałeś w reprezentacjach młodzieżowych. Jak myślisz, dlaczego nie udało się w seniorskiej piłce?
- Miałem ogromny potencjał. Na sukces zbiera się wiele czynników, jak i również szczęście. Musisz mieć przy sobie dobrych doradców, którzy chcą przede wszystkim twojego rozwoju, a później zarobku.
Dziś wiem, że trzeba uważać na menadżerów. Starać się rozróżnić tych, którzy chcą dobrze dla Ciebie, a tych, którzy tylko chcą zarobić.
Rozwinąłeś sieć szkółek piłkarskich. Czy ten projekt nadal funkcjonuje?
- Tak, od blisko czterech lat koordynuje szkółki piłkarskie w różnych miejscowościach. Szukam talentu, na tyle dużego, aby później mógł zasilić Zagłębie Lubin. Projekt rozwija się według założonych planów, oby tak dalej.
Trener Jończyk uważał Cię za talent. Dlaczego nie dostałeś szansy w pierwszej drużynie?
- Nie wiem, to pytanie należy skierować do trenera Jończyka.
Bywasz czasem na meczach Zagłębia Lubin?
- Oczywiście, gdy tylko mam taką możliwość i znajdę czas, to zawsze z przyjemnością wracam na stadion.
A tak na koniec - prawdą jest, że chciałeś wstąpić do Zakonu?
- Nie! (śmiech) Nie ukrywam, że uczęszczam do kościoła, modlę się i Bóg dla mnie ma duże znaczenie, ani nic poza tym. Mam plany założyć rodzinę, także zakon nie wchodzi w grę.
Ale słyszałeś taką plotkę?
- Coś tam kiedyś słyszałem.