V edycja międzynarodowego turnieju KGHM Cup za nami!
Piąta edycja turnieju organizowanego przez Zagłębie Lubin S.A. ściągnęła na boiska akademii bardzo silne zespoły z całej Europy. Część z nich doskonale znała już nasze miasto, będąc tutaj kolejny rok z rzędu. Nie można jednak powiedzieć, że same rozgrywki nie ewoluowały. Każda edycja była inna, a drużyny, szczególnie holenderskie i walijskie, zawsze przyjeżdżały w najmocniejszych składach. Turniej ostatecznie wygrała drużyna Cardiff City FC, drugie miejsce zajęły Karpaty Lwów, a trzecią lokatę wspólnie zajęli gospodarze z Lubina wraz z FC Lwów. Dziękujemy wszystkim zawodnikom oraz trenerom za udział w turnieju, a właścicielowi – KGHM Polska Miedź S.A. – za pomoc w jego organizacji!
10 cze 2019 10:13
Fot. AP KGHM Zagłębie
Autor Zagłębie Lubin S.A.
Udostępnij
Akademia
W tegorocznych zmaganiach po raz drugi, po kilkuletniej przerwie, brała udział ekipa z Portugalii. Sporting Lizbona, bo to o nim mowa, pojawił się w Lubinie już dwa dni wcześniej. Młodzi zawodnicy z Portugalii trenowali na lubińskich obiektach, starając się jak najlepiej przygotować do sobotnio- niedzielnych zmagań. W kuluarach mówiło się, że to właśnie ta drużyna, obok gospodarzy i walijskiego Cardiff, trzykrotnego triumfatora turnieju, jest w stanie osiągnąć najlepsze rezultaty. Stawiało to nieco w cieniu zespoły ze Słowacji czy Ukrainy, które dla wielu były niewiadomą, ale jednak traktowane w roli drużyn do ogrania.
Wagę zmagań było widać od samego rana. Trenerzy każdej z drużyn w skupieniu przekazywali oficjalne wskazówki przed rozpoczęciem, a kibice – także Ci z zagranicy, bacznie studiowali rozkład gier rozpisany na specjalnej tablicy. Od samego początku trwały ciche kalkulację. Tak naprawdę, w każdym obozie dało się usłyszeć, że na te „mocniejsze” zespoły szykowane są najsilniejsze zestawienia, a z tymi teoretycznie słabszymi na murawę wybiegną zmiennicy. Jak to zwykle bywa, boisko bardzo szybko zweryfikowało plany.
Rywalizacja rozpoczęła się z piętnastominutowym opóźnieniem. Na placu gry po jednej stronie pojawili się Sporting i fińska VJS Vantaa, a po drugiej FK Usti nad Labem oraz FC Lwów. Większość sympatyków piłki młodzieżowej nastawiała się na emocję w tym pierwszym spotkaniu. Wielu kibiców wskazywało w roli faworyta właśnie zespół z Portugalii, który poza boiskiem sprawiał wrażenie mocno skupionego na celu. W rozmowach na trybunach przewijały się informację, gdzie ostatnio chłopcy z tego rocznika pojawiali się na międzynarodowych rozgrywkach – jak choćby w Stanach Zjednoczonych czy nawet Chinach, ogrywając naprawdę mocne ekipy. I choć te nazwy robiły wrażenia, to przynajmniej w początkowej fazie, nie miało to przełożenia w meczu. Sporting zaczął ostrożnie, ale na ich szczęście Vantaa również nie kwapiła się do ataku. Goście z Finlandii imponowali siłą i wybieganiem, próbowali przyjmować Portugalczyków na swojej połowie. Niestety dla nich, bardzo szybko stracili bramkę i musieli zmienić swoje ustawienie. Przez długi okres gry byli równorzędnym przeciwnikiem i mogli pokusić się nawet o bramkę. W końcówce to jednak „zielono-biali” podwyższyli prowadzenie i niezbyt efektownie wygrali pierwszy mecz.
Dużo więcej działo się na boisku obok, gdzie trwało bardzo dobre i wyrównane spotkanie. Do przerwy był remis, ze wskazaniem na Usti, ale tuż po niej do głosu doszli Ukraińcy. Bardzo szybko zrobiło się 2:2 i wtedy doszło do kuriozalnej sytuacji. Jeden z zawodników FK Usti interweniował tak nieszczęśliwie, że piłka wpadła do jego bramki. Winni w tej akcji poczuli się przeciwnicy, którzy nie poczekali chwilę wcześniej, aż rywal podniesie się z boiska. Po krótkiej naradzie postanowili... dać sobie strzelić bramkę. Tym samym mieliśmy ponownie remis 3:3 i takim wynikiem zakończyło się spotkanie.
Zaraz po tym na boisku pojawiły się kolejne pary – Cardiff City z AS Trencin i NEC Nijmegen ze Spartą Praga. Każda drużyna cieszy się uznaną marką w piłce młodzieżowej, ale dla zwykłego kibica to Walijczycy i Czesi byli „magnesem” jako wielkie firmy. I przynajmniej w tym pierwszym starciu wszystko szło zgodnie z planem. „Smoki” zepchnęły przeciwnika do obrony i dość szybko objęły prowadzenie. O dziwo, tuż obok Holendrzy jako pierwsi strzelili bramkę. Po przerwie Sparta Praga wyrównała, co nie udało się Słowakom i mieliśmy zwycięstwo i remis.
Trybuny powoli się wypełniały, bo na murawie pojawili się gospodarze. W pierwszym meczu mierzyli się z FK Usti, tuż obok zaś Sporting grał z Karpatami Lwów. Lubinianie po sensacyjnej porażce w poprzedniej edycji wyszli niezwykle skoncentrowani i to spotkanie szybko rozstrzygnęli na swoją korzyść. Bardzo dobre zawody rozegrał Pieńko, autor trzech trafień, ale także Gadomski i Żywicki, autorzy kolejnych. Pewne zwycięstwo pozwoliło spokojnie patrzeć co robi rywal z Portugalii, a ten… przegrywał sensacyjnie z Karpatami po bramkach Dovbeckiego i Susaka! Co prawda Sporting strzelił kontaktową bramkę, ale na więcej zabrakło czasu i porażka stała się faktem.
Kolejne mecze tylko potwierdzały, że faworyci w turnieju będą mieli naprawdę ciężko. W następnych grach Karpaty pewnie pokonały Nijmegen 4:0, a Sparta po dość ciężkiej przeprawie wygrała z Trencinem. O 15:00 zaś na boisku spotkały się dwie mocne ekipy – Zagłębia i Sportingu. Ten mecz miał pokazać jak na tle renomowanego rywala wypadną młodzi zawodnicy akademii i czy rzeczywiście stać ich na walkę o najwyższe cele. Portugalczycy chcieli zrehabilitować się po niespodziewanej wpadce, co było widać w początkowej fazie gry. Gospodarze jako pierwsi wyszli na prowadzenie, ale goście bardzo szybko odpowiedzieli. Trenerzy Kotlarski i Sinkiewicz dokonali małych roszad w składzie i te przyniosły odpowiedni efekt. Bramki Pieńko i Kolana pozwoliły wygrać nasz mecz, stawiając Sporting w dramatycznej sytuacji.
W tym samym czasie, po drugiej stronie, FC Lwów dawał lekcję gry Vantaa, pokazując, że w tym turnieju sporo namiesza. Kolejne pary i kolejne emocje. Cardiff konsekwentnie punktuje, tym razem pokonując Spartę Praga 3:0. Karpaty zaś odprawiają Trencin dwoma bramkami i robi się ciekawie. Po tych spotkaniach postanowiliśmy podpytać opiekuna Walijczyków o pierwsze przemyślenia.
Dane Facey, szef szkolenia młodzieżowych grup Cardiff City, który do Lubina przyjechał po raz czwarty, nie ukrywał swojego zadowolenia:
- Przyjechałem tutaj po raz czwarty i za każdym razem chętnie do Lubina wracam. To bardzo dobry turniej, niezwykle dla nas ważny. W Walii nie mamy tego typu rozgrywek, więc możliwość zmierzenia się z tyloma ciekawymi rywalami, którzy preferują inny od naszego styl gry, to ciekawe doświadczenie. Czy jesteśmy faworytem? To prawda, udało nam się wygrać zarówno w poprzedniej edycji, jak i wcześniej, ale zdajemy sobie sprawę, że każdy turniej jest inny. W tym roku mamy mocną drużynę, ale po pierwszych spotkaniach widać, że mogą być niespodzianki. Kogo widziałbym więc w roli faworyta? Na pewno mocni są gospodarze i mówię to bez kurtuazji. Dość ciekawie prezentują się zespoły z Ukrainy – zarówno Karpaty jak i FC Lwów, w ich przypadku to była wielka niewiadoma, ale podczas gier prezentują wysoką dyspozycję. Zresztą, jeszcze dziś z jedną z tych drużyn zagramy ważny mecz.
Tuż po 16 po raz trzeci na boisko wyszli gospodarze, a ich przeciwnikiem była VJS Vantaa, które swoje pierwsze dwa przegrała. Finowie, aby ciągle liczyć się w walce o podium musieli z „Miedziowymi” wygrać. Już początek spotkania wskazywał, że będzie to niezwykle trudne zadanie. Młodzi adepci akademii Zagłębia Lubin od początku dyktowali warunki gry na boisku i finalnie zaaplikowali swoim rywalom dwa trafienia. Po drugiej stronie boiska Usti nad Labem ku zdziwieniu wszystkich pokonało Sporting Lizbona 2:1, tym samym eliminując Portugalczyków z walki o medale – dla nich była to bowiem trzecia porażka w turnieju.
Ostatnie dwa spotkania pierwszego dnia były bardzo emocjonujące. Holenderskie NEC grało z AS Trencin, a walijskie Cardiff z Karpatami. W pierwszym meczu goście z kraju tulipanów musieli wygrać. Tuż przed wyjściem na murawę opiekun ekipy z Nijmegen - Jeffrey Leiwakabessy mówił wprost:
- To jest dla nas spotkanie ostatniej szansy. Nie chce wywierać presji na naszych chłopcach, bo przyjechaliśmy tutaj głównie po naukę, ale jeśli chcemy grać o wysokie miejsce, to ostatni mecz dzisiaj musimy wygrać.
Co ciekawe, trener NEC jako formę motywacji przed najważniejszą grą wybrał… zwiedzanie obiektu Zagłębia Lubin. Podczas wizyty w klubowym holu, gdzie wiszą fotografie zespołu i sztabu szkoleniowego „Miedziowych”, zadał swoim podopiecznym pierwsze pytanie:
- Czy wiecie kto jest szkoleniowcem pierwszego zespołu KGHM Zagłębia?
Większość jego podopiecznych pokręciła przecząco głowami, dopiero ciszę przerwał jeden z rodziców, który głośno krzyknął Ben van Dael! To oczywiście prawda, a Jeffrey doskonale pamięta swojego rodaka – byli w tym samym czasie w Venlo, jeden w roli drugiego trenera (van Dael), a drugi w roli zawodnika. Co ciekawe, opiekun holenderskiej U-15 pamięta również z boiska Andrzeja Niedzielana, który w NEC spędził kilka lat. Nasz rozmówca podkreślał także, że kojarzy także Arkadiusza Radomskiego, a także innych Polaków występujących w Eredivisie – jak choćby Wojciecha Gollę. Nic dziwnego, na tym poziomie rozegrał ponad 200 spotkań. Wizyta na obiekcie Zagłębia podziałała zgodnie z planem – młodzi Holendrzy wygrali w dramatycznych okolicznościach 1:0, strzelając bramkę w ostatnich minutach. Widać było ogromną radość całego zespołu, który jak zapewniał Jeffrey, jest mocno związany ze sobą, a turniej w Polsce jest ich ostatnim przed przejściem do innych grup.
Na drugim boisku Cardiff znów wypunktowało swojego rywala, kompletując trzy zwycięstwa podczas pierwszego dnia i pokazując się z bardzo dobrej strony. Należy również docenić dobrą postawę Karpat, które decydujące spotkanie mieli rozegrać w niedzielę.
- To był długi dzień, pełen wielu emocji - uzupełnił po meczu nasz holenderski rozmówca. Teraz czas na dłuższą regenerację i wiele przemyśleń, dodał, po czym udał się do swojej drużyny.
Tak zakończył się pierwszy dzień rywalizacji, który dał już odpowiedzi na kilka ważnych pytań – kto może być faworytem, a kto „czarnym koniem”. Zdecydowanie więcej obiecywano sobie po występach Sportingu, ale z drugiej strony, nikt przed turniejem nie zakładał tak dobrej dyspozycji drużyn z Ukrainy.
Drugi dzień zaczął się od dokończenia rywalizacji grupowej. Naprzeciw siebie stanęły ekipy Usti nad Labem i VJK Vantaa, a także Zagłębia Lubin i FC Lwów. O ile pojedynek gospodarzy był jednostronny, z dużą przewagą lubinian, to mecz kończący rozgrywki grupy B trzymał do końca w napięciu. Usti prowadziło już 2:0, ale ambitnie walcząca Vantaa zdołała wyrównać. Trzeba powiedzieć, że pierwszy dzień nie do końca wyszedł Finom i od początku chcieli zaprezentować się jak najlepiej. Finalnie zdobyli pierwszy punkt, a po przeciwległej stronie Zagłębie Lubin nie dało szans gościom z Ukrainy, wygrywając 4:1. Mieliśmy już komplet spotkań grupowych i po krótkiej przerwie zaczęła się rywalizacja pucharowa.
A w niej mieliśmy akcenty Fair Play, bowiem tuż przed ważnymi meczami kontuzji nabawiło się dwóch graczy Sparty Praga. Pomocną dłoń podali rodacy z Usti, którzy wypożyczyli do końca turnieju dwóch swoich zawodników drużynie ze stołecznego miasta.
Tuż po 11. wróciliśmy do grania. Na boisku pierwszym zameldowały się NEC Nijmegem i FK Usti. Na boisku numer dwa grała Sparta Praga ze Sportingiem Lizbona. Portugalczycy, którzy już w sobotę pożegnali się z marzeniami o triumfie chcieli w ostatnich meczach zaprezentować się jak najlepiej. Czesi zaś, przetrzebieni kadrowo, chcieli turniej dokończyć bez większych turbulencji. Mimo tak różnych celów było to bardzo wyrównane widowisko, a zwycięzcę wyłoniły dopiero rzuty karne. I tutaj skuteczniej robili to gracze Sportingu, którzy pokonali rówieśników 2:0. Równolegle NEC Nijmegen nie pozostawiło złudzeń, kto będzie się liczył w walce o piątą lokatę, odprawiając Usti aż sześcioma bramkami. Trener Jeffrey Leiwakabessy zapowiadał, że ze swoimi podopiecznymi usiądzie jeszcze do rozmów indywidualnych i jak widać, dały one efekt.
Emocje jeszcze nie opadły, a już szykowały się kolejne. Na boisku pojawili się gospodarze i rewelacja turnieju – Karpaty Lwów. Stawką był wielki finał, a należy dodać, że do tej pory tylko Zagłębie i Cardiff zdobyło komplet punktów. Wspomniani Walijczycy również trafili na Ukraińców w walce o złoto i w spotkaniu z FC Lwów musieli udowodnić swoją wyższość. Tak też się stało, bo konsekwentnie grająca drużyna Dane Faceya na boisku nie pozostawiła złudzeń, ogrywając przeciwnika 4:0. Dużo więcej dramaturgii było w naszym meczu, gdzie w regulaminowym czasie gry nie padły żadne bramki. Idealną okazję w drugiej połowie miał najskuteczniejszy Pieńko, ale mając tylko bramkarza przed sobą, trafił w słupek. O wyłonieniu zwycięzcy decydowały więc karne. Emocje były tak ogromne, że wokół boiska pojawiły się tłumy kibiców, ale i przeciwnych drużyn. Słowa uznania należą się jednak bramkarzowi Karpat, który broniąc dwie jedenastki dał przepustkę do finału swojej drużynie.
Tym samym wiadome było, że Zagłębie nie wygra piątej edycji KGHM Cup. Całkiem duże szanse miał na to Cardiff, dwukrotny triumfator poprzednich edycji w 2016 i 2018. Zanim jednak nastąpił mecz finałowy, trzeba było wyłonić poszczególne miejsca w klasyfikacji końcowej. Usti przegrywając ze Spartą zajęło pozycję 8., Vantaa po porażce z AS Trencin 10., a NEC w karnych okazało się lepsze od Sportingu, ostatecznie finiszując jako 5. zespół. Meczu o najniższy stopień podium nie rozegrano, z uwagi na zdrowie zawodników, którym ostre słońce dało się we znaki. Szkoleniowcy obu drużyn uznali, że skoro raz już spotkali się w fazie grupowej, to nie ma sensu rozgrywać raz jeszcze dodatkowego spotkania. Gospodarze w geście Fair Play formalnie oddali trzecią lokatę FC Lwów, a więc przed wielkim finałem tabela końcowa prezentowała się w taki sposób:
KGHM CUP 2019
1. Cardiff City
2. Karpaty Lwów
3. FC Lwów
3. Zagłębie Lubin
5. NEC Nijmegen
6. Sporting Lizbona
7. Sparta Praga
8. Usti nad Labem
9. AS Trencin
10. VJS Vantaa
Mecz o triumf w KGHM Cup 2019 rozpoczęto tuż po godzinie 14. Widać było, że półfinał z Zagłębiem kosztował Karpaty wiele sił. Dzielnie walczyli i próbowali zdobyć bramkę, ale Cardiff tego dnia był poza zasięgiem. Dwa trafienia Walijczyków przesądziły sprawę i po raz trzeci to oni wygrywają prestiżowy turniej rozgrywany w Lubinie. Ich radość była duża, ponieważ jak wspomniał opiekun Dane Facey, zrealizowali wszystkie zakładane przed turniejem cele.
To były dwa mocno intensywne, ale i bardzo ciekawe dni w Akademii Piłkarskiej KGHM Zagłębie. Po raz kolejny udało się zorganizować turniej na bardzo wysokim poziomie, którego ideą jest dostarczanie radości z gry adeptom piłki nożnej, ale i podniesienie umiejętności poprzez rywalizację z mocniejszymi. Królem strzelców został Tomasz Pieńko z Zagłębia Lubin, MVP Liam Ashford z Cardiff, a najlepszym bramkarzem Yuri Gereta z Karpat Lwów.
Dane Facey:
- Myślę, że każdy kto tutaj przyjechał może być zadowolony. Bardzo dużo dobrego grania, na bardzo wysokim poziomie powoduje, że chętnie do Polski wracamy. Dziś, po raz trzeci, udało się wygrać i to na pewno cieszy. Czy było ciężko? Zdecydowanie. O umiejętnościach zawodników już powiedziałem, ale na pewno wyzwaniem była również intensywność i pogoda. Moi chłopcy zrealizowali wszystkie założenia jakie przed nimi stawiałem. Grali konsekwentnie, dobrze w obronie i skutecznie w ataku. Jeśli mogę czegoś żałować, to to, że nie udało się zagrać z Zagłębiem. Gospodarze preferują podobny do nas styl gry, mają ciekawych zawodników, bardzo chcieliśmy na nich trafić, najlepiej w finale. Nie udało się, ale trzeba przyznać, że Karpaty w pełni zasłużyły na drugie miejsce. Myślę, że teraz czas na spokojny powrót do domu, analizę i jeśli taka będzie wola organizatora, to do zobaczenia za rok. Chciałbym serdecznie podziękować za gościnę, ponieważ Zagłębie zrobiło wszystko, aby niczego nam nie brakowało.
Jeffrey Leiwakabessy:
- Ciekawe doświadczenie, szczególnie biorąc pod uwagę jak ten turniej się dla nas układał. Nie zaczęliśmy szczęśliwie, może to kwestia taktyki czy doboru zawodników, ponieważ założenie jest takie, że u nas wszyscy mają grać tyle samo minut. W momencie gdy trochę inaczej zacząłem rotować składam to zaskoczyło, co widać po wynikach w niedzielę. Kończymy na piątej pozycji, co jest dla nas ok, choć na pewno chcielibyśmy wyżej. Wynik na tym etapie nie jest dla nas najważniejszy. Po raz ostatni z tym rocznikiem wyjechaliśmy na turniej, a jesteśmy ze sobą mocno zżyci to była na pewno udana przygoda. Warunki jak i opiekę mieliśmy znakomitą, więc mam nadzieję, że jeszcze tu wrócimy.